sobota, 19 kwietnia 2014

Zdrowych Świąt

Kochani! Zdrowych, radosnych, pełnych Miłosierdzia Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Niech Zmartwychwstały Chrystus obdarzy was wszelkimi Łaskami, otoczy swą Miłością i otworzy wasze serca!

Jeszcze nie teraz, ale już po zachodzie usłyszymy Radosne Alleluja!


wtorek, 15 kwietnia 2014

Domowy jogurt naturalny

Kilka dni temu znajoma dietetyczka chciała mi sprzedać bakterie do robienia jogurtu domowego. Nie byłabym sobą, gdybym kupiła nie czytając nic o tym, więc na razie podziękowałam i zaczęłam szukać. I okazuje się, że w domu możemy zrobić sami jogurt naturalny z probiotykami, ale pod jednym warunkiem. Na początek potrzebujemy jeden mały kubeczek porządnego jogurtu z bakteriami probiotycznymi. Później możemy już korzystać z naszego własnego jogurtu jako zaczątek kolejnego.

Sposób wykonania jest prosty.:)
Gotujemy litr mleka(dowolnego), następnie czekamy aż ostygnie do takiej temperatury, żeby przez 10 sekund trzymać w nim zanurzony palec i dać radę.:) Wlewamy mały kubeczek jogurtu i mieszamy. Owijamy garnek w ręczniki, pościel itp. i ustawiamy obok grzejnika, zostawiamy na całą noc(chyba, że robimy rano, to tak na 10 godzin). Następnie wkładamy jogurt do lodówki i po ok. godzinie możemy już go pić/jeść.:)

Następnym razem jak będziemy chcieli zrobić go znów, to możemy użyć już pół szklanki tego, który mamy. Nie musimy znów kupować sklepowego. I tak kilka razy, aż zauważymy, że nasz nowy jogurt traci walory smakowe.:)

Na zdjęciu gotowy jogurt w dzbanku oraz w szklance jogurt owocowy- nie miałam owoców, więc wymieszałam z nim dwie łyżeczki dżemu.:) 
Polecam takie rozwiązanie szczególnie tym, którzy bardzo lubią jogurty naturalne,a  wiadomo, że te z probiotykami są droższe i dosyć ciężko je dostać. Tutaj mamy pierwszy litr jogurtu za cenę jednego opakowania i mleka, natomiast kolejne kosztują nas już tylko tyle, co mleko.:)
Ja szczerze nie przepadam za naturalnym jogurtem, ale musiałam przecież spróbować! No i z dżemem smakował super, więc i owocowych już nie muszę kupować.:)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Domowe krówki ciągutki

Jakiś czas temu naszło nas na krówki, ale takie prawdziwe, mega ciągnące, a nie kruche. Poszperałam trochę w Internecie i oczywiście wszystko jest.;)

Przepis znalazłam tu. :)
Domowe krówki
Składniki:
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego
2/3 szklanki cukru
cukier waniliowy
50gram masła

Mleko wylewamy na patelnię, dodajemy cukier i cukier waniliowy. Gotujemy ciągle mieszając:
- jeśli chcemy mocno ciągnące- ok 10minut(będą jasne)
- jeśli chcemy średnie- ok. 15 minut
- jeśli chcemy mocno kruche- ok. 20minut(będą ciemne).
Żeby sprawdzić na jakim poziomie jesteśmy, poza pomiarem czasu, należy wylać odrobinę masy na talerz i zobaczyć jak się zachowuje po wystygnięciu. Nie maczać paluchem, bo jest bardzo gorące!
Jak już konsystencja próbki na talerzu będzie ok i czas w miarę taki jak podałam, należy dodać masło i dokładnie wymieszać. Wylać masę do płaskiego naczynia wyłożonego folią spożywczą i zostawić do wystygnięcia.

Kiedy masa nam wystygnie to postępujemy znów w zależności od twardości krówek:
-jeśli da się pokroić to kroimy w kosteczkę i każdą krówkę zawijamy w papierek
 - jeśli nie da się pokroić (moich się nie dało, bo były ciągnące), odrywać łyżką po kawałku masy i formować wałeczki, owijać w papier.

Jak dla mnie były pyszne, aż zatęskniłam za nimi pisząc ten post.;) Planuję je znów robić, ale nie w formie cukierków;) Zobaczycie po świętach!;)




piątek, 11 kwietnia 2014

Porządki w domu- Jak odrdzewić blaszkę, jak wypolerować zlew

Mam nadzieję, że to jeszcze nie syndrom wicia gniazda, ale dziś wysprzątałam porządnie całe mieszkanie. Wzięło mnie tak jakoś i nie mogłam skończyć, wciąż wyszukiwałam sobie coś nowego. Chciałam zrobić jeszcze łazienkę, ale rozsądnie postanowiłam przełożyć to na jutro, żeby się za bardzo nie przemęczyć.
No i jak już tak wpadłam w wir sprzątania postanowiłam podzielić się z wami niektórymi domowymi sposobami na wyczyszczenie poszczególnych rzeczy. Jedne sposoby są lepsze, drugie gorsze, mniej lub bardziej znane. Jedne wypróbowane przeze mnie już dawno inne całkiem nowe, jak ten dotyczący zlewu.

Wczoraj na blogu Nieperfekcyjnej pani domu przeczytałam o sposobie polerowania zlewu za pomocą mąki.

Czy jestem zadowolona z tego sposobu? Sami zobaczcie:

Mój zlew wymyłam gąbką i płynem. Raz na jakiś czas robię to sodą oczyszczoną, lecz dziś nie miałam sody i nie było też jeszcze potrzeby.
 Niestety jest on z takiego materiału, który strasznie szybko łapie brud i widać na nim każdy zaciek- przez to, że nie jest błyszczący i śliski, tylko bardziej matowy.
Zlew wycieramy do sucha i posypujemy mąką. Polerujemy ściereczką. Następnie zmywamy zimną wodą.


Jak dla mnie to polerowanie zbyt wiele nie dało... Może właśnie ze względu na specyficzny materiał, z którego jest wykonany? Nie wiem, efekt mnie nie zadowolił.

 Postanowiłam więc wykorzystać sposób bardziej znany i zrobiłam wszystko od nowa. Odcięłam pół cytryny i wysmarowałam nią mocno zlew i ociekacz. Lekko mokrą gąbką starłam sok i suchym ręcznikiem papierowym wypolerowałam jeszcze raz. Oto efekt:



Kolejny sposób to sposób na oczyszczenie blaszki z rdzy. Wczoraj mój kochany mąż chciał mi pomóc i "umył" blaszkę po cieście. Niestety nie wiedział, że blachę należy od razu wytrzeć, a i ja tego nie dopilnowałam. Dziś zastałam więc taki oto straszny widok:

 Można by blachę wyrzucić i kupić nową. Ale postanowiłam spróbować ją uratować, bo i tak zawsze używam papieru do pieczenia, więc miałam nadzieję, że rdza zejdzie i będzie można ją jeszcze wykorzystać.
W dodatku to moja ulubiona blaszka, już trochę wysłużona ale taka akurat- ani za duża(nie ta całkiem długa) ani za mała(nie kwadratowa).:)
Na dno nalałam odrobinę ciepłej wody, wrzuciłam dwie tabletki musujące z mutliwitaminą. Zostawiłam do rozpuszczenia. Już wtedy było widać, że rdza pomału odchodzi. Kiedy przestały musować wsypałam 2 łyżeczki proszku do pieczenia(może być soda, nawet lepiej, ale jak już pisałam- akurat się skończyła). Wyczyściłam szczoteczką plastikową, przemyłam wodą i wytarłam do sucha. Efekt chyba niezły. :) Gdybym miała coca-colę to pewnie bym spróbowała też nią, ale multiwitamina i proszek dały radę.:)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Jak na lenia przystało+ Pierogi z jarmużem

Oczywiście, jak na lenia przystało- piszę dopiero teraz. I nie, żebym miała aż tyle na głowie. Po prostu leń to leń i musi się trzymać swoich zasad, nic nie robić i tyle. No i na tapczanie siedzieć, ale z tym to nie mam problemu.

Obiecałam przepisy, jest więc dziś przepis na Pierogi z jarmużem. Dużo słyszałam o jarmużu, ale nigdy wcześniej nie jadłam. Któregoś razu jednak dopadłam w sklepie i... i nie miałam pomysłu co z nim zrobić. W internecie znalazłam naleśniki, ziemniaki albo pierogi. Przeczytałam, że ma smak pomiędzy kapustą a szpinakiem, więc padło na pierogi. Natomiast ziemniaki z jarmużem bardzo zachwalała moja kuzynka, mieszkająca w Holandii.
Jako, że przepis z internetu wydawał mi się średni, a smak jarmużu miał przypominać szpinak, zrobiłam pierogi z jarmużem i serem, traktując jarmuż jak szpinak.:) Mam nadzieję, że wam posmakują!


Pierogi z jarmużem i żółtym serem

Ciasto:
szklanka gorącej wody
szczypta soli
mąki ile zabierze
Sól rozpuścić w gorącej wodzie, dodawać stopniowo mąkę i mieszkać łyżką. Kiedy zrobi się gęste ciasto, pozostawić do przestygnięcia do takiej temperatury, żeby można było je ugniatać ręką. Dosypywać mąkę i ugniatać do uzyskania gładkiego ciasta.

Nadzienie:
kg jarmużu
3 ząbki czosnku
olej
przyprawy: pieprz, sól

30-40 dkg żółtego sera, zetrzeć na grubych oczkach
 
Jarmuż przebrać, odkroić łodyżki od liści, usunąć grube żyłki na liściach. Sparzyć w gotującej się wodzie. Na patelni rozgrzać olej, 3 ząbki czosnku pokrojone w plasterki. Wrzucać liście i dusić, aż do miękkości. Jarmuż podobnie jak szpinak znacznie zmniejszy swoją objętość. Kiedy będzie już miękki, przyprawić solą i pieprzem. Zostawić do przestygnięcia. Wymieszać ze startym serem.
Z ciasta wykrawać szklanką kółka, napełniać nadzieniem i robić zgrabne pierożki.;) Można do tego zrobić cebulkę na oleju do polania. Dla mnie jednak nie było już takiej potrzeby, bo z ciepłych pierożków wypływał roztopiony ser i niczym już nie trzeba było polewać.:)
Smacznego!