środa, 31 lipca 2013

Morze jednak nie

Jednak nie wybieramy się nad morze.;( Stwierdziliśmy, że szkoda jechać tak na chwilę i jak dalej nie będę miała pracy to jakoś w sierpniu na koniec/we wrześniu pojedziemy. Ale mam nadzieję, że będę mieć już pracę.
Kilka szans mnie czeka, mam nadzieję, że któraś się uda.


poniedziałek, 29 lipca 2013

A może morze?

Znalazłam miejsce w pensjonacie, w którym byliśmy w zeszłym roku. Jest wolny pokój i możemy się zabrać z Nutką. Dziś tylko jak G. wróci, to musimy pogadać, czy nas na to stać i jeśli tak to w środę wieczorem wyjedziemy nad morze.;) Co prawda tylko do niedzieli, ale lepszy rydz niż nic.;)
Oby tylko jakieś pieniążki doszły, bo kurcze czekamy na zapłaty faktur...:(

A tutaj zdjęcie z zeszłego roku.:) Nutka byłaby nie mniej szczęśliwa niż my!:)

niedziela, 28 lipca 2013

poniedziałek, 22 lipca 2013

Szycie

W końcu trafiłam do cioci, do lumpeksu i wybrałam trochę materiałów.:) I dzisiejszy dzień spędzony pod znakiem szycia. Trzeba sobie przypomnieć co nieco, ale już mi się podoba.

Na pierwszy ogień poszedł chustecznik- etui na chusteczki higieniczne. Trochę za gruby materiał był i topornie wyszło, ale spoczko.;)





Następne były 2 poszewki na jaśki- z tego samego materiału co chustecznik.

Później zaczęłam szyć poszewkę dla małych dziewczynek, ale mama przyszła i mówi: uszyj Julii chustkę na głowę, bo jej się gdzieś zgubiła a pływa w basenie. No i jest.:)


I na koniec poszewka na podusię:


piątek, 19 lipca 2013

Już lepiej

Powiem wam, że już jest mi lepiej. Znalazłam rozwiązanie na pozbycie się złych emocji- jazda rowerem. Od 3 dni codziennie robię 12 km rowerkiem i jakoś pomału robi mi się lepiej. Poprzednie 3 dni biegałam i jestem z siebie dumna- w końcu się wzięłam. Stwierdziłam, że skoro mam siedzieć w domu, to zrobię coś pożytecznego dla siebie. I mimo, że bieganie to dla mnie katorga, to już jazda na rowerze sprawia mi przyjemność. Dziś np. jechałam drogą obok truskawkowego pola i tak pięknie pachniało, że aż miło.;) Ogólnie czas spędzony samotnie na rowerze jest dobry do przemyśleń i mi pomaga.

Jestem nastawiona inaczej niż 3 dni temu i jestem z siebie dumna.;)

czwartek, 18 lipca 2013

Kryzys?

Miałam ochotę wczoraj napisać coś i ponarzekać. Jakoś na szczęście "ugryzłam się w język" i nie narzekałam. Ale dziś chyba nie obejdzie się bez tego, bo ostatnio moje życie nie jest satysfakcjonujące. Dawno tak nie miałam. Ale teraz chyba nie ma dziedziny życia, w której wszystko byłoby ok. Mam jakiś kryzys, jakiś taki etap w życiu, że jest mi źle. Wszystko, wszystko, wszystko! Dosłownie wszystko! Myślałam, że dziś się na chwilę wyrwę i spotkam z koleżanką- nie, bo jednak nie może.
Mam już dosyć wszystkiego, dosyć mieszkania u rodziców, dosyć nic nie robienia, za to brakuje mi męża, brakuje mi rozrywki, brakuje mi uśmiechu na twarzy. Brakuje mi siły i mocy by robić cokolwiek, zresztą pomysłów na to cokolwiek też mi brakuje.
Nie mam pojęcia skąd to u mnie, ale ostatnio wręcz się męczę wszystkim! Nie fizycznie, tylko psychicznie. Rozmawiam z kimś i każde jego słowo okropnie mnie wkurza. Nie pamiętam czy kiedyś już tak miałam.

Wybaczcie... G. uważa, że nie mam problemu: " Znajdź sobie jakieś ciekawe zajęcie." Jutro dopiero będę mogła pogadać z przyjacielem, ale musiałam kogoś jeszcze tym obarczyć. Mam tak od ponad tygodnia, więc i tak długo milczałam...

wtorek, 16 lipca 2013

Spracerujemy

Ostatnio G. dużo pracuje, a ja się nudzę. Pracy dalej nie mam, w domu wszystko porobię i się nudzę niemiłosiernie. Na szczęście na czwartek umówiłam się z przyjaciółką, a na piątek z przyjacielem. I jak tak siedzę w domu sama to mi się w głowie różne rzeczy dzieją. Dobrze, że w końcu wczoraj mogłam się komuś wygadać, bo trochę mi lepiej. Mąż nie ma czasu dla żony, a żonie męża brakuje. No ale jakoś sobie radzimy. Nie wyobrażam sobie, jakby miał wyjechać gdzieś, a ja nie miałabym pracy. 

A jak na razie biegamy, spacerujemy i staramy się jakoś ten czas spożytkować. Kto my? Ja i Nutka oczywiście. Wierny kompan do wszystkiego;) 
Takie mamy widoczki na spacerkach:

 








A na facebooku niedługo dostanę miano najbardziej uzależnionej. Ale to nie uzależnienie od fb, ale nuda. I tylko tam się coś dzieje. :P

poniedziałek, 15 lipca 2013

Ulubione miejsce- wyzwanie i wyznanie

Wczoraj nie miałam czasu i okazji wrzucić zdjęcia. Niestety też nie miałam możliwości go zrobić(brak aparatu). Na sam koniec więc trochę oszukam, bo zdjęcie z połowy maja. Musicie mi to wybaczyć.;)

Ulubione miejsce- kościół i Kościół. Na zdjęciu mamy Katedrę Legnicką p.w. św. app. Piotra i Pawła. Ale nie koniecznie musi być ten kościół. Każdy budynek i każda wspólnota mogłaby być na tym miejscu. Kiedyś kościół był moim drugim domem. Spędzałam tam każdą wolną chwilę, prowadziłam scholę, pomagałam księdzu, w innej parafii chodziłam na spotkania młodzieży, chodziłam na pielgrzymki, jeździłam na spotkania,  kiedy miałam chwilę szłam po prostu się pomodlić. Dziś wiele z tego nie zostało, a tamte lata wspominam wspaniale. Coś się takiego stało, że przez pewien moment mojego życia uciekłam Panu Bogu dosyć daleko. Miałam "ciekawsze" sprawy, niż Kościół. Swoją drogą w tym czasie miałam też "ciekawsze" sprawy niż przyjaciele, projekty, które planowaliśmy już długo. Ale cóż. Człowiek czasem jest głupi. Asekuracyjnie napisałam, ale muszę się przyznać- byłam głupia. Oczywiście "miłość". No ale Pan Bóg miał dla mnie inny plan. Dał mi nauczkę, teraz wiem, że bez niego nie będzie dobrze. To, co wtedy przeszłam, to nie kara. To nauczka, doświadczenie, żebym umiała docenić to, co było wcześniej i to, co będzie później. Tak jak powiedziałam- Pan miał plan. I w tym pokręconym moim świecie pomalutku, po troszkę każdego dnia pociągał moją rękę, bym była bliżej. Tak po cichutku, pomalutku, po troszkę. Ale kiedy już otworzyłam oczy i chwyciłam Jego dłoń- już nic nie mogło nas rozerwać. Miał plan. Boży plan na moje życie. I teraz jestem szczęśliwa, najszczęśliwsza i znowu obok Niego. I choć cały czas zdarza mi się o Nim zapomnieć, wiem, że jestem na najlepszej drodze. Na drodze, która prowadzi do Świętości. Ostatnio znów wyciągnął rękę, żebyśmy nie zapomnieli, że jest. Pan ma swoje sposoby. Mi jeszcze wiele potrzeba, żeby być jak kiedyś.
«Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”. 
 
Dużo mi jeszcze brakuje by być jak kiedyś, chyba dlatego, że jestem coraz starsza. Coraz dalej mi do małej, ufnej dziewczynki. Coraz dalej mi też do zakochanej w Panu Bogu nastolatki. I może dlatego, że jestem coraz starsza, coraz mniej potrafię wierzyć. Choć usilnie się staram. Czasem zapominam, czasem po prostu mi się nie chce. Staram się, po każdym upadku wstaję. 
 

piątek, 12 lipca 2013

Dotyk

Dzisiejszy temat wyzwania fotograficznego to dotyk. Wiele wam nie napisze, ale odsyłam do pewnego utworu.
Takie niebo mamy dzisiaj zaczarowane.:)



czwartek, 11 lipca 2013

Wyzwanie foto- niebieski

Dziś kolor niebieski. Nie będę oryginalna, bo jak niebieskie to niebo.:P


Ale jakie niebo, jak bardzo intensywnie niebieskie. Jak wspaniale zgrywa się z szaro-buro-rudością mojego psa.;)  Więc niech dziś będzie trochę nieba, trochę Nutki ( też na N), spróbujmy to trochę połączyć.

Bo Nutkę mamy od zeszłego roku, od 3 maja dokładniej. Tak się jakoś życie potoczyło, ale ja wiem, że nie ma przypadków. I na lokalnej stronie było ogłoszenie- oddam półroczną suczkę owczarka niemieckiego. I Mąż sobie zdjęcia postanowił pooglądać, bo przecież to jego ukochane i wymarzone psy. W pracy te zdjęcia oglądał. I przyszedł szef- czyt. mój tato. A, że już wtedy mieszkaliśmy razem u moich rodziców, w domku na wsi i jednocześnie staraliśmy się o kredyt, bo mieliśmy mieć dom w mieście- to tato mówi: jak oddają to bierz, na razie u nas będzie w kojcu mieszkać, a potem ją sobie zabierzecie. I wiele G. mówić nie trzeba było... :) Tego samego dnia pojechaliśmy do parku zobaczyć się z psiakiem i właścicielem. I wiecie co? Wcale mi się nie spodobała...;( Półroczne psiaki owczarkowe mają ogromne uszy i małą głowę.;P Ale G. się uparł i ok, jak chce niech ma. Z dnia na dzień, kolejne spotkania a ja się zakochałam. W Nutce oczywiście! Jeszcze jej imię tyle ze mną wspólnego ma, bo muzyka to moja pasja.

 I tak z dnia na dzień Nutka w oczach piękniała, po tygodniu została już u nas na zawsze. I jakoś sobie damy z nią radę, trudno, że kupiliśmy mieszkanie a nie dom. W mieszkaniu też będzie jej dobrze- jak wynajmowaliśmy przez pół roku, to była najszczęśliwsza na świecie- cały czas z nami. Więc i tam znajdzie się dla niej dużo miejsca. Grunt, że razem! A kolejnej rozłąki Nutka by nie zniosła;(

Często ludzie nam mówią- jak się przeprowadzicie, to oddajcie ją gdzieś na wieś, jak będziecie mieli dziecko, to oddajcie ją gdzieś na wieś...;/ Ta, już ją oddam- najlepiej niech ją do budy łańcuchem przypną- będzie tak typowo... Jakby to duży pies nie mógł w mieszkaniu mieszkać, z dzieckiem. To od nas zależy, czy będzie nam się żyło dobrze. Ze swojego lenistwa nie skrzywdzę psa(i siebie) oddając go. Jakoś sobie wszyscy razem damy radę, bo to przecież nasza taka adoptowana córeczka.;)

środa, 10 lipca 2013

Dzień 3 wyzwania;)

Co mnie inspiruje? Zdecydowanie inspirujące są owoce- można z nich zrobić wszystko! Dzisiaj zdjęcie wczorajszych jagodzianek. Dziś z jagód był jeszcze koktajl, a jutro będą pierogi.;) Jeszcze wiele różnych pysznych dań można by wyczarować z jagód, gdyby tylko były tańsze.:)


Jagodzianki:
Na ciasto:
-kostka drożdży
-kostka margaryny- rozpuścić i wystudzić
-2 szklanki mleka
-kg mąki
-szklanka cukru
-3 jajka
Nadzienie:
1 litr jagód
3 łyżki cukru

 Drożdże pokruszyć do miski, wsypać cukier, wlać szklankę ciepłego mleka i dodać 3 łyżki mąki. Wymieszać dokładnie i zostawić na 20minut, żeby drożdże ruszyły. Po 20 minutach dolać resztę mleka, wsypać mąkę, wbić jajka i brać się za ugniatanie. Po ok. 15 minutach ugniatania wlać margarynę i ugniatać dalej. Tutaj może być ciężko, ale da radę.:) Jak ciasto jest lśniące i odchodzi od ręki, przysypać garścią mąki i przykryć ściereczką do wyrośnięcia. Około 1godzinę.

Wbić ostry nóż w środek wyrośniętego ciasta, żeby uwolnić jakieś tam gazy z fermentacji drożdży.
Jagody umyć i wymieszać z cukrem. Odrywać małe kawałeczki ciasta i robić w rękach placuszki, nakładać niecałą łyżkę jagód, zlepiać jak pieroga i nadać bułeczce ładny kształt. Układać na blasze w dosyć dużej odległości od siebie.

Piec do zarumienienia w 170stopniach. Studzić na kratce i polewać lukrem.

Z tej porcji wychodzi około 24-30 bułeczek wielkości pięści.

Smacznego.:)

wtorek, 9 lipca 2013

Zanim się spotkali... +wyzwanie foto

3 lata temu, około godziny 17 żegnaliśmy się, wysiadając z autokaru. Po 2 tygodniach naszej znajomości, mieliśmy pożegnać się i nie liczyć na więcej. Bo przecież więcej być nie mogło... Choć nasze samochody oddalały się od siebie- my nie chcieliśmy się oddalać. Jechałam samochodem z rodzicami. Nie przejechałam nawet kilku minut (bo ileż można jechać z zajezdni MPK do Lidla na Chojnowskiej?) a już pisaliśmy smsy. To nie było takie proste, jak się wydawało. Pożegnać się i pojechać, jasne. Ale przecież nie zapomnieć. Przecież możemy się odwiedzać, przyjaźnić. Przecież to nie grzech...
Czas od soboty do środy trwał wieki. No bo przecież kolega miał mnie odwiedzić. A w następną sobotę- ja jego. Ot tak, na pierogi. A pierogi były takie pyszne, że zostałam na dłużej. I tylko jego mama jakaś taka przerażona była- "bo co się dzieje? skąd nagle koleżanka"... A tato się tylko uśmiechał... I żelki, jedliśmy żelki. Z Biedronki- takie miśki, mówił, że lubi to kupiłam. Czerwone, zielone, żółte... niebieskie! Niebieskie zdecydowanie najlepsze!
A później czas mijał, dni mijały i coś się działo. Pielgrzymka, tak wiem. Już gadali. Bo ludzie lubią gadać. A wyjątkowo to za plecami. Bo ciężko przyjść, zapytać, doradzić. Łatwiej plotkować, to taka rozrywka! Szkoda, że tylko jedna osoba potrafiła przyjść do niego i porozmawiać. A inni? Ci, którzy są niby po to, żeby pomagać... Oni ciekawsze mają rozrywki. Ale nie ważne, On był i jest silny. Sam decyzję podjąć potrafił.
Chociaż intencja Anny, z sugestią- zdecydowanie też mu pomogła.
A po pielgrzymce wszystko jaśniejsze...
I już niewiele do opisania. Jak dalej było, wszyscy widzicie. Czasem zdarzały się jeszcze plotki, ale z nich trzeba się tylko śmiać. No bo cóż robić, jak się słyszy "zrobił jej dziecko, więc musiał odejść"- ja się pytam tylko- gdzie ono jest? :)

Czasem tak jest, że "zanim się spotkają serca ich, to wszystkie te bez siebie puste dni, spływają jak po twarzy ciche łzy, jak krople dwie, które nie mogą się na dwóch policzkach spotkać..."

"Przyjdzie ten dzień kiedy spełni się sen, I pocieszy te dusze dwie... "


A widok z okna mam na pole, piękne pole na którym rośnie zboże. A za polem jest droga, ale już nie taka ładna. A za drogą jest boisko, też nie takie ładne. Więc pozostanie pole.:)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Wyzwanie fotograficzne dzień 1

Trzeci raz  biorę udział w wyzwaniu fotograficznym.;) Jak tylko zobaczyłam temat pierwszego dnia- moje odbicie to od razu przypomniały mi się zdjęcia z filiżankami. Wtedy robiłam wszystko, żeby nie było mnie na nich widać, ale teraz to jest mi na rękę. A bo w czym innym może być odbicie autorki bloga Aromatyczna kawa o poranku?;) No raczej- w filiżance pysznej kawy.:) Oczywiście porannej!
Pozdrawiam was wszystkich i życzę miłego tygodnia. Dla mnie niestety zaczął się @, więc i tym razem nie wyszło...:(



Daniele, sarny, konie, kury i wiele innych zwierząt- czyli niedzielna wycieczka!

Dziś byliśmy z rodzinką w osadzie Danieli- gospodarstwo agroturystyczne niedaleko nas. Byliśmy z moim bratem, jego żoną i dziećmi. Miejsce- bardzo miłe, dużo zwierząt i miejsca dla dzieci do zabawy. Ludzi troszkę przydużo tam było, nie spodziewałam się aż tylu, ale spokojnie znaleźliśmy wolny stół i grill.
Niektóre zwierzęta były za płotem, ale wiele z nich chodziło sobie między ludźmi- głównie ptaki, ale również króliczki, koty(to akurat nie dziwi). 

Oto kilka zdjęć:













No i chyba na tyle.:) Ostatnio dużo zajęć mamy, pomagamy znajomemu księdzu w ogarnięciu plebanii(przyszedł na miejsce starego proboszcza, który był tam 30 lat- i od 30 lat nic nie zrobił. Wyobraźcie sobie jak tam musi wyglądać i powiem wam- jest jeszcze gorzej. Ale jakoś wspólnymi siłami pomożemy mu jakoś to rozpracować.)