piątek, 8 sierpnia 2014

Muffinki kakaowe ze śliwką

Muffinki z reguły robi się bardzo szybko, a zawsze wychodzą pyszne. Nie trzeba długo stać z mikserem w ręce, wystarczy wszystko wymieszać widelcem i upiec. Przepis prosty, ale pyszny. Połączenie, które zawsze się sprawdza- śliwka i czekolada. :)

Muffinki kakaowe z suszoną śliwką



2szklanki mąki
1 szklanka cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki kakao
garść suszonych śliwek, pokrojonych drobno
pół szklanki pokruszonej czekolady(u mnie gorzka, mleczna i biała)

pól szklanki oleju
1 szklanka mleka
2 jajka

Składniki suche wymieszać w jednej misce, mokre w drugiej. Mokre wlać do suchych i dokładnie wymieszać. Nakładać do foremek papierowych i piec ok 20 minut w 180stopniach.

Smacznego!

środa, 23 lipca 2014

Tarta z owocami

Dziś przepis na pyszną tartę z owocami. Filozofii wielkiej nie ma, każdy będzie potrafił ją zrobić, a i smak powinien przypaść każdemu. W takie upały takie chłodne ciasto wspaniale nadaje się na deser.


Tarta z owocami:



Spód to kruche ciasto z mojego przepisu na Grzybki:

Ciasto kruche:(tutaj robimy z połowy porcji, czyli dzielimy składniki na pół)
0,5kg mąki
2jajka
1kostka margaryny
2łyżeczki proszku do pieczenia
2łyżki śmietany (można pominąć, jeśli chce się bardziej kruche ciasto)
0,5szkl cukru.
Wszystko wymieszać, posiekać z margaryną. Ugnieść ciasto i schłodzić przez godzinę. Wyłożyć formę do tarty, ponakłuwać widelcem, przykryć papierem i obciążyć fasolką. Piec ok 15 minut w 200 stopniach. Po 10 minutach można zdjąć fasolkę i papier i dopiec, aby zarumienić ciasto.

Masa to... no cóż innego jak masa z budyniowa (również wykorzystana w grzybkach;) )

2 budynie waniliowe
0,5 litra mleka
pół kostki masła
4 łyżki cukru pudru

 Budynie ugotować na mleku i wystudzić. Masło ubijać z cukrem pudrem, następnie dodawać łyżką zimny budyń(temp. pokojowa, nie z lodówki). Masę wyłożyć
Masę wyłożyć na ciasto.

Przygotować galaretkę i wybrane owoce. Wyłożyć owoce na masie, zalać tężejącą galaretką.
Ostrożnie z kiwi i ananasem, bo podobno galaretka nie zastyga jak trzeba, więc radzą zmniejszyć ilość wody.
Smacznego!:)

I co, proste nie? Banalnie wręcz, choć trochę zabawy z tym jest.:)




A my byliśmy w szpitalu:( Gabryś miał problem z brzuszkiem, ale jak się okazało w szpitalu- z brzuszkiem jest ok, mały ma zapalenie uszka. Wypuścili nas wczoraj ale jeszcze kilka dni musimy kropić uszka. Trzymajcie kciuki, żeby szybko przeszło.:)


poniedziałek, 14 lipca 2014

Królik na marchewce

Żeby nie było, że próżnuję i nic nie robię, dziś przepis. Tak sobie ostatnio dogodziliśmy, a co.:) Królika robiłam i chyba jadłam pierwszy raz. Bałam się, że mi nie posmakuje, tym bardziej wiedząc, że za mną w klatce siedzi też królik. Ale starałam się nie myśleć co jem, a białe pyszne mięsko pomogło oszukać mój umysł, bo bardzo przypomina indyka. Natomiast jak już zjadłam to przekonałam się, że królik poza tym, że jest zdrowy, to jest jeszcze pyszny. I na pewno zrobię go jeszcze wiele razy.


Co potrzebujemy?
-tuszkę króliczą
- kilogram marchewki
- ew. brokuł, kalafior(jednak marchewka jest najlepsza w tym wszystkim, ja dodałam do niej odrobinę mrożonych warzyw, które miałam w zamrażalniku)
-masło do smażenia
- majeranek
-sól
-pieprz
+ziemniaki lub frytki
(u mnie wielkie frytki amerykańskie z Lidla- pyszne są, niestety tylko w tygodniu amerykańskim)

Królika umyć i podzielić na części. Włożyć do miski i przyprawić porządnie solą, pieprzem i majerankiem.
Zalać wodą i zostawić w lodówce na noc. Rano odlać wodę i zostawić do pory, kiedy będziemy przygotowywać obiad.
Rozgrzać masło na patelni i obsmażyć po trochę każdy kawałek.
Marchewkę umyć, obrać i pokroić w słupki. Wyłożyć na dnie naczynia żaroodpornego. Ewentualne inne warzywa również wyłożyć. Obsmażone kawałki królika wykładać na marchewce. Pozostały w misce majeranek z solą i pieprzem zalać wodą i wlać do masła na patelnię. Chwilę podgotować. Zalać mięso i warzywa. Piec godzinę w 190 stopniach. Gdyby przypiekało się od góry za bardzo, przykryć folią aluminiową.

Smacznego!

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Chłodnik litewski- robiony wg przepisu dziadka

Gorąco, gorąco, gorąco... My chłodnik robiliśmy już jakiś czas temu, choć i teraz naszła mnie na niego ochota. Ale przepis podaję, bo kilka osób o niego prosi, może więc ktoś jeszcze skusi się na ten chłodny, pyszny obiad?
Dużo jest przepisów na chłodnik, ale wszystkie jakieś inne niż ten. A ten pochodzi z Litwy, z wsi pod Wilnem, której nazwy nie pamiętam.;) Robiony tam tak od zawsze, do nas sposób wykonania przywieziony przez dziadka. Najlepszy.


Chłodnik litewski
składniki:
- pęczek botwinki
- dwa nieduże buraczki
-pęczek koperku
- pęczek szczypiorku
-dwa zielone ogórki
-3-4 jajka ugotowane na twardo
- kilka łyżek śmietany
- pieprz, sól, ocet lub kwasek cytrynowy

Zagotować garnek wody(takiej wielkości ile chcemy mieć chłodnika), wsypać kilka ziarenek pieprzu i łyżeczkę soli oraz łyżkę octu(jeśli kwasek cytrynowy to niecałe pół łyżeczki). Do gotującej się wody wrzucić pokrojone drobno buraczki oraz botwinkę i gotować do miękkości, na końcu doprawić jeszcze solą i pieprzem do smaku. Ostudzić całość. Skroić koperek i szczypiorek, jajka pokroić na cztery i potem na pół(nie wiem czy wiecie o co chodzi, ale to nie robi dużej różnicy), ogórki w kosteczkę. Do zimnego barszczu z buraczków dodać wszystkie składniki oraz śmietanę. Wsadzić jeszcze na chwilę do lodówki, żeby był na prawdę zimny.

U nas podawany jest z ciepłymi, młodymi ziemniaczkami.:)


 A jakby ktoś nie planował robić chłodnika, to na ochłodę fontanna- Wilno, Belmont.:)

wtorek, 27 maja 2014

Blok czekoladowy z mleka granulowanego!

Jakiś czas temu miałam ochotę na blok. Wszędzie przepisy z mleka w proszku, ale NIE granulowanego. A tymczasem w sklepie granulowane 4zł, a to całkowicie w proszku 11zł... No i jak tu nie spróbować tańszej wersji? Może akurat się uda?

I udało się.:) Jak dla mnie smak się niczym nie różni. :)

Blok czekoladowy z mleka granulowanego

1 niepełna szklanka cukru
kostka masła lub margaryny
pół szklanki wody
4 łyżki kakao
mleko w proszku granulowane
1 duże opakowanie herbatników
ew. bakalie

Wodę, masło/margarynę, cukier i kakao wrzucić do garnka i gotować na małym ogniu, aż cukier się rozpuści. W tym czasie pokruszyć herbatniki. Kiedy cukier jest już rozpuszczony wsypać całe opakowanie mleka i mieszać, aż znikną granulki. Dodać herbatniki i przełożyć masę do keksówki wyłożonej folią. Ostudzić, potem włożyć do lodówki aż całkowicie zastygnie.
Smacznego!;)
Cudnie smakuje zajadany truskawkami...:)

wtorek, 13 maja 2014

Mój balkonowy ogródek- fotorelacja

Witam się, coraz większa;) Jeszcze troszkę, a będzie wielkie rozpakowywanie dwupaku. Już nie mogę się doczekać, wszystko jest prawie gotowe, jeszcze tylko jakieś drobiazgi zostały. Pomału zabieram się za pakowanie torby. I wciąż jeszcze czasem to do mnie nie dochodzi. Patrzę na siebie w lustrze i nie mogę przestać się uśmiechać do samej siebie. Bo przyszedł ten czas, na który zawsze czekałam, przyszły te chwile, których jeszcze nie było, a które są tak mi bliskie. Jeszcze chwila, mała chwileczka.








A teraz balkon. Wszystko rośnie, jedno lepiej drugie gorzej. Ale ogólnie chyba nie jest źle.;) Może i coś z tej melisy i mięty będzie, choć wyglądają bardzo słabo i nawet nie ma jeszcze co pikować. Natomiast w miarę fajnie rośnie bazylia, lawenda daje dużą nadzieję, pietruszka ruszyła i pora popikować. Papryczki i pomidory rosną najładniej. Pięknie pachną już surfinie, a pelargonie z dnia na dzień wydają się większe. Truskawki- ładnie kwitną, więc chyba też jest im dobrze.;)

Bazylia- takich większych mam 5, pikowane już dawno, rosną sobie w dużej donicy. Te małe niedawno pikowane, jak podrosną to też je przesadzę to tamtej dużej. Pięknie już pachną;)
Bazylia i koperek, zasiane "tak o!" w doniczce do kuchni, jak widać bazylia sobie radzi, pomału zaczynam je uszczypywać, żeby się ładnie rozkrzewiły. Kopru wyszły jakieś 3 siewki, ale rosną i radzą sobie jakoś.:)






Papryczki chili, przesadzone do dużej doniczki. Ładnie rosną;) Mam jeszcze jeden mały pojemniczek, muszę je rozsadzić na razie do pudełeczek po śmietanie, a potem jak ładnie podrosną to komuś oddam;) Może się znajdzie chętny:) Mogą rosnąć też na parapecie w kuchni, więc na pewno ktoś się skusi.

 Pietruszka i koperek- dopiero wyszły. Pietruszka jest tam z tyłu i wyszło jej dużo, tak, że muszę dokupić ziemi i przepikować wszystko. Kopru tylko kilka ziarenek wykiełkowało i pomalutku sobie rośnie. Może pikowanie też mu coś da.



 Pomidorki Maskotka. Już jakiś czas temu przesadzone i wydaje mi się z dnia na dzień coraz ładniejsze. Zobaczymy c z nich będzie, ale ja liczę na piękne krzaczki pełne owoców;) Mam ich jeszcze trochę w małych doniczkach i kubeczkach w domu, także też będą do oddania już na dniach nawet;) Kilka obiecałam już komuś, ale mam jeszcze z 5 do oddania.:)

Rzodkiewki. Te już  próbowałam, ostre że hej;) Zapewne zastanawiacie się czemu spryskiwacz tam jest. Otóż jak tylko zasiałam te rzodkiewki to na drugi dzień w tym miejscu pojawiły się patyki przyniesione przez gołębie;/ Wyrzuciłam je przez balkon i postawiłam ten "odblaskowy" spryskiwacz i już nie przylatują.:) Raz tylko jeszcze widziałam wgniecione kwiatki na balustradzie, ale (nie zapeszając) już nie przylatują;)

Truskawki - jedna już skonsumowana. Była pyszna;) Kolejna dojrzewa, ale ma brzydki kształt:P Natomiast inne pięknie kwitną, pojawiają się zawiązki owoców i zastanawiam się czy mam je więcej podlewać, żeby rosły, czy tylko trochę i one w swoim czasie urosną. Nigdy nie "opiekowałam się" truskawkami. Zawsze same sobie rosły na działce czy ogrodzie i wszystko zależało od pogody. Ale kwitną przecudownie, prawda?





 I kilka ujęć kwiatków na balustradzie;)














sobota, 19 kwietnia 2014

Zdrowych Świąt

Kochani! Zdrowych, radosnych, pełnych Miłosierdzia Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Niech Zmartwychwstały Chrystus obdarzy was wszelkimi Łaskami, otoczy swą Miłością i otworzy wasze serca!

Jeszcze nie teraz, ale już po zachodzie usłyszymy Radosne Alleluja!


wtorek, 15 kwietnia 2014

Domowy jogurt naturalny

Kilka dni temu znajoma dietetyczka chciała mi sprzedać bakterie do robienia jogurtu domowego. Nie byłabym sobą, gdybym kupiła nie czytając nic o tym, więc na razie podziękowałam i zaczęłam szukać. I okazuje się, że w domu możemy zrobić sami jogurt naturalny z probiotykami, ale pod jednym warunkiem. Na początek potrzebujemy jeden mały kubeczek porządnego jogurtu z bakteriami probiotycznymi. Później możemy już korzystać z naszego własnego jogurtu jako zaczątek kolejnego.

Sposób wykonania jest prosty.:)
Gotujemy litr mleka(dowolnego), następnie czekamy aż ostygnie do takiej temperatury, żeby przez 10 sekund trzymać w nim zanurzony palec i dać radę.:) Wlewamy mały kubeczek jogurtu i mieszamy. Owijamy garnek w ręczniki, pościel itp. i ustawiamy obok grzejnika, zostawiamy na całą noc(chyba, że robimy rano, to tak na 10 godzin). Następnie wkładamy jogurt do lodówki i po ok. godzinie możemy już go pić/jeść.:)

Następnym razem jak będziemy chcieli zrobić go znów, to możemy użyć już pół szklanki tego, który mamy. Nie musimy znów kupować sklepowego. I tak kilka razy, aż zauważymy, że nasz nowy jogurt traci walory smakowe.:)

Na zdjęciu gotowy jogurt w dzbanku oraz w szklance jogurt owocowy- nie miałam owoców, więc wymieszałam z nim dwie łyżeczki dżemu.:) 
Polecam takie rozwiązanie szczególnie tym, którzy bardzo lubią jogurty naturalne,a  wiadomo, że te z probiotykami są droższe i dosyć ciężko je dostać. Tutaj mamy pierwszy litr jogurtu za cenę jednego opakowania i mleka, natomiast kolejne kosztują nas już tylko tyle, co mleko.:)
Ja szczerze nie przepadam za naturalnym jogurtem, ale musiałam przecież spróbować! No i z dżemem smakował super, więc i owocowych już nie muszę kupować.:)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Domowe krówki ciągutki

Jakiś czas temu naszło nas na krówki, ale takie prawdziwe, mega ciągnące, a nie kruche. Poszperałam trochę w Internecie i oczywiście wszystko jest.;)

Przepis znalazłam tu. :)
Domowe krówki
Składniki:
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego
2/3 szklanki cukru
cukier waniliowy
50gram masła

Mleko wylewamy na patelnię, dodajemy cukier i cukier waniliowy. Gotujemy ciągle mieszając:
- jeśli chcemy mocno ciągnące- ok 10minut(będą jasne)
- jeśli chcemy średnie- ok. 15 minut
- jeśli chcemy mocno kruche- ok. 20minut(będą ciemne).
Żeby sprawdzić na jakim poziomie jesteśmy, poza pomiarem czasu, należy wylać odrobinę masy na talerz i zobaczyć jak się zachowuje po wystygnięciu. Nie maczać paluchem, bo jest bardzo gorące!
Jak już konsystencja próbki na talerzu będzie ok i czas w miarę taki jak podałam, należy dodać masło i dokładnie wymieszać. Wylać masę do płaskiego naczynia wyłożonego folią spożywczą i zostawić do wystygnięcia.

Kiedy masa nam wystygnie to postępujemy znów w zależności od twardości krówek:
-jeśli da się pokroić to kroimy w kosteczkę i każdą krówkę zawijamy w papierek
 - jeśli nie da się pokroić (moich się nie dało, bo były ciągnące), odrywać łyżką po kawałku masy i formować wałeczki, owijać w papier.

Jak dla mnie były pyszne, aż zatęskniłam za nimi pisząc ten post.;) Planuję je znów robić, ale nie w formie cukierków;) Zobaczycie po świętach!;)




piątek, 11 kwietnia 2014

Porządki w domu- Jak odrdzewić blaszkę, jak wypolerować zlew

Mam nadzieję, że to jeszcze nie syndrom wicia gniazda, ale dziś wysprzątałam porządnie całe mieszkanie. Wzięło mnie tak jakoś i nie mogłam skończyć, wciąż wyszukiwałam sobie coś nowego. Chciałam zrobić jeszcze łazienkę, ale rozsądnie postanowiłam przełożyć to na jutro, żeby się za bardzo nie przemęczyć.
No i jak już tak wpadłam w wir sprzątania postanowiłam podzielić się z wami niektórymi domowymi sposobami na wyczyszczenie poszczególnych rzeczy. Jedne sposoby są lepsze, drugie gorsze, mniej lub bardziej znane. Jedne wypróbowane przeze mnie już dawno inne całkiem nowe, jak ten dotyczący zlewu.

Wczoraj na blogu Nieperfekcyjnej pani domu przeczytałam o sposobie polerowania zlewu za pomocą mąki.

Czy jestem zadowolona z tego sposobu? Sami zobaczcie:

Mój zlew wymyłam gąbką i płynem. Raz na jakiś czas robię to sodą oczyszczoną, lecz dziś nie miałam sody i nie było też jeszcze potrzeby.
 Niestety jest on z takiego materiału, który strasznie szybko łapie brud i widać na nim każdy zaciek- przez to, że nie jest błyszczący i śliski, tylko bardziej matowy.
Zlew wycieramy do sucha i posypujemy mąką. Polerujemy ściereczką. Następnie zmywamy zimną wodą.


Jak dla mnie to polerowanie zbyt wiele nie dało... Może właśnie ze względu na specyficzny materiał, z którego jest wykonany? Nie wiem, efekt mnie nie zadowolił.

 Postanowiłam więc wykorzystać sposób bardziej znany i zrobiłam wszystko od nowa. Odcięłam pół cytryny i wysmarowałam nią mocno zlew i ociekacz. Lekko mokrą gąbką starłam sok i suchym ręcznikiem papierowym wypolerowałam jeszcze raz. Oto efekt:



Kolejny sposób to sposób na oczyszczenie blaszki z rdzy. Wczoraj mój kochany mąż chciał mi pomóc i "umył" blaszkę po cieście. Niestety nie wiedział, że blachę należy od razu wytrzeć, a i ja tego nie dopilnowałam. Dziś zastałam więc taki oto straszny widok:

 Można by blachę wyrzucić i kupić nową. Ale postanowiłam spróbować ją uratować, bo i tak zawsze używam papieru do pieczenia, więc miałam nadzieję, że rdza zejdzie i będzie można ją jeszcze wykorzystać.
W dodatku to moja ulubiona blaszka, już trochę wysłużona ale taka akurat- ani za duża(nie ta całkiem długa) ani za mała(nie kwadratowa).:)
Na dno nalałam odrobinę ciepłej wody, wrzuciłam dwie tabletki musujące z mutliwitaminą. Zostawiłam do rozpuszczenia. Już wtedy było widać, że rdza pomału odchodzi. Kiedy przestały musować wsypałam 2 łyżeczki proszku do pieczenia(może być soda, nawet lepiej, ale jak już pisałam- akurat się skończyła). Wyczyściłam szczoteczką plastikową, przemyłam wodą i wytarłam do sucha. Efekt chyba niezły. :) Gdybym miała coca-colę to pewnie bym spróbowała też nią, ale multiwitamina i proszek dały radę.:)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Jak na lenia przystało+ Pierogi z jarmużem

Oczywiście, jak na lenia przystało- piszę dopiero teraz. I nie, żebym miała aż tyle na głowie. Po prostu leń to leń i musi się trzymać swoich zasad, nic nie robić i tyle. No i na tapczanie siedzieć, ale z tym to nie mam problemu.

Obiecałam przepisy, jest więc dziś przepis na Pierogi z jarmużem. Dużo słyszałam o jarmużu, ale nigdy wcześniej nie jadłam. Któregoś razu jednak dopadłam w sklepie i... i nie miałam pomysłu co z nim zrobić. W internecie znalazłam naleśniki, ziemniaki albo pierogi. Przeczytałam, że ma smak pomiędzy kapustą a szpinakiem, więc padło na pierogi. Natomiast ziemniaki z jarmużem bardzo zachwalała moja kuzynka, mieszkająca w Holandii.
Jako, że przepis z internetu wydawał mi się średni, a smak jarmużu miał przypominać szpinak, zrobiłam pierogi z jarmużem i serem, traktując jarmuż jak szpinak.:) Mam nadzieję, że wam posmakują!


Pierogi z jarmużem i żółtym serem

Ciasto:
szklanka gorącej wody
szczypta soli
mąki ile zabierze
Sól rozpuścić w gorącej wodzie, dodawać stopniowo mąkę i mieszkać łyżką. Kiedy zrobi się gęste ciasto, pozostawić do przestygnięcia do takiej temperatury, żeby można było je ugniatać ręką. Dosypywać mąkę i ugniatać do uzyskania gładkiego ciasta.

Nadzienie:
kg jarmużu
3 ząbki czosnku
olej
przyprawy: pieprz, sól

30-40 dkg żółtego sera, zetrzeć na grubych oczkach
 
Jarmuż przebrać, odkroić łodyżki od liści, usunąć grube żyłki na liściach. Sparzyć w gotującej się wodzie. Na patelni rozgrzać olej, 3 ząbki czosnku pokrojone w plasterki. Wrzucać liście i dusić, aż do miękkości. Jarmuż podobnie jak szpinak znacznie zmniejszy swoją objętość. Kiedy będzie już miękki, przyprawić solą i pieprzem. Zostawić do przestygnięcia. Wymieszać ze startym serem.
Z ciasta wykrawać szklanką kółka, napełniać nadzieniem i robić zgrabne pierożki.;) Można do tego zrobić cebulkę na oleju do polania. Dla mnie jednak nie było już takiej potrzeby, bo z ciepłych pierożków wypływał roztopiony ser i niczym już nie trzeba było polewać.:)
Smacznego!

poniedziałek, 31 marca 2014

Krótko i z serca


Piękna pogoda, psiak wyleguje się na balkonie, mieszkanie pachnie czystością i woskiem YC o zapachu żurawinowych lodów, w tle cisza na którą dziś mam ochotę. A ja siedzę i czekając na położną przeglądam strony. A i jeszcze jedna ważna rzecz się dzieje- ktoś malutki popukuje mnie od środka, cudowne uczucie... Czas płynie bardzo szybko, dziś zaczął się nam 30 tydzień. Jeszcze 8 tygodni i śmiało możemy jechać do szpitala, a potem z malutkim Synkiem wrócić do domu... Jestem taka szczęśliwa, choć czasem zapominam o tym moim szczęściu i nie mogę w nie uwierzyć. Oczy zachodzą mi łzami zawsze kiedy patrzę w lustro, kiedy widzę ten brzuszek, który jest teraz domkiem mojego małego lokatora...


Miałam zamiar wrzucić jakiś przepis, a kilka już czeka od jakiegoś czasu na swoją kolej. Ale jakoś wyszło, że napisałam o tym, co czuję. Niech tak będzie, co się odwlecze... :) 
Dobrego tygodnia!

I kilka wspomnieć z zeszłego lata. Jeszcze chwila i wszystko znów się tak zazieleni... Muszę wyjąć aparat;)