poniedziałek, 30 grudnia 2013

Podsumowanie

W przedostatni dzień tego roku pora, by zastanowić się nad tym, co ten rok przyniósł, co zabrał, co zmienił. Robię to dziś, bo z moim ostatnim lenistwem mogłabym jutro przeoczyć, zapomnieć lub coś w tym stylu.

Styczeń:
Styczeń zaczął rok miło, bo pod koniec stycznia zrobiłam test ciążowy, który pokazał dwie, nieśmiałe kreski. Niestety, te kreski były powodem radości tylko kilka dni. Niestety ciąża zakończyła się szpitalem i samoistnym poronieniem.
Luty:
Wydarzenia ze stycznia spowodowały, że początek lutego był dla mnie bardzo ciężki. Na szczęście przypadło to na ferie na uczelni, więc pomalutku wyszłam ze smutku. Później były praktyki w Domu Pomocy Społecznej, które wspominam bardzo dobrze.
Marzec:
Znaleźli się ludzie zainteresowani kupnem domu, dzięki czemu znów przyszła nadzieja na własne mieszkanko. W tym miesiącu obejrzeliśmy nasze mieszkanie pierwszy raz i od razu nam się spodobało.
Kwiecień:
Znów zaczęliśmy starania o dziecko. Bardzo liczyłam, że szybko się uda. W kwietniu były również urodziny męża, pamiętam jak miałam nadzieję, że dostanie pozytywny test na urodziny. Ale nie dostał. Ludzie zdecydowali się na zakup domu od nas, zaczęliśmy załatwiać kredyt na mieszkanie. Wyprowadzka z wynajmowanego i powrót do rodziców.
Maj:
Moje 22 urodziny. Podpisanie aktów notarialnych- zaczęło się czekanie na przeprowadzkę.:) Minął rok od kiedy nasza Nutka jest z nami.
Czerwiec:
Oczekiwanie na przeprowadzkę- coraz bardziej niecierpliwe. Zakończenie studiów, ale bez dyplomu jeszcze. Szansa na fajną pracę, która niestety uciekła.
Lipiec:
Wakacje. Strasznie się wynudziłam całe dni w domu, popadłam w jakąś depresję. Zaczęłam jeździć na rowerze.
Sierpień:
Intensywna praca nad pracą licencjacką. Nadzieja, że w połowie września będziemy mogli się przeprowadzić. Dni Młodych i ogromna nadzieja.
Wrzesień:
Zawiodłam się po raz kolejny. Oddałam pracę licencjacką i została zaakceptowana. Rocznica ślubu. Wspaniały wyjazd do Uniejowa. Działania...
Październik:
Sukces naszych działań wrześniowych...:) Dwie piękne kreski, kilka dni pod rząd. Pierwsza wizyta u lekarza, na początek tylko pęcherzyk. Jednak dużo nadziei i przekonanie, że tym razem będzie dobrze. Powiedzieliśmy o ciąży rodzicom- bardzo się ucieszyli.
Listopad: 
Obroniona praca licencjacka. Kolejna wizyta u lekarza, ale wciąż nie widziałam dzidzi.
Przejęliśmy mieszkanko, urządzanie, zakupy, montaż mebli. 30 listopada przeprowadzka.
Grudzień:
5 grudnia USG na którym zobaczyliśmy małego ludzika, dostaliśmy jego zdjęcia. Za tydzień znów USG i kolejny raz oglądanie maluszka. USG prenatalne- wszystko w porządku z dzieciątkiem.
3 dniowy pobyt w szpitalu, ale na szczęście wszystko było dobrze.
Święta- trochę brakowało klimatu świąt przez brak śniegu, a nawet mrozu. Ale nasze pierwsze święta, kiedy jest Ktoś jeszcze... Pomału powiększający się brzuszek. Nasza pierwsza choinka w naszym własnym mieszkanku... Za rok będziemy ubierać ją w trójkę.;)

Wiele się w tym roku wydarzyło. Zaczął się pięknie, ale tylko przez chwilę. Raz było dobrze, raz gorzej. Zdecydowanie więcej szczęśliwych chwil w nim było. Ten rok naprawdę obfitował w wiele dobrego! Oby następny był choć w części tak dobry jak ten!
I oby czerwiec był najszczęśliwszym miesiącem!

Wszystkiego dobrego życzę wszystkim wam!

środa, 18 grudnia 2013

ekhm

No i co? Miałam być, miałam gotować, piec, zdobić, dzielić się przepisami i pomysłami na ozdobienie mieszkania na święta. Tymczasem w moim menu znajduje się obrzydliwa herbata z cytryną, czosnkiem, imbirem i miodem, a głównym elementem ozdobnym w moim mieszkaniu jest rozwalone łóżko wypełnione osmarkanym papierem toaletowym. Chce ktoś przepis albo zdjęcia, żeby się zainspirować? Pewnie nie, ja też chętnie bym z tego zrezygnowała. W dodatku czekają mnie bardzo leniwe święta, niewiele można mi robić, niewiele można mi się ruszać, no cudownie.
A za oknem piękna pogoda, jakby wiosna szła. Oj jak ja bym już chciała wiosnę.:) Najlepiej już kwiecień. I ten wielki brzuchol, który będę wtedy nosić.:P

W niedziele trafiłam do szpitala. Pobyłam do wtorku i pojechałam zdrowsza niż wróciłam. Wróciłam z ogromnym katarem, od którego aż oczy łzawią.
Ale najważniejsze, że dzidzia zdrowa, ma się dobrze i nic jej nie jest. Niech sobie rośnie maluszek spokojnie, dla niego to mogę i do czerwca leżeć jak będzie trzeba.:)

piątek, 13 grudnia 2013

Szyszunie:)

Jakiś czas temu miałam w domu puszkę "krówki" i nie wiedziałam, co z nią zrobić. Kupiłam więc ryż i zrobiłam SZYSZKI- smak dzieciństwa. Pamiętam, jak sprzedawali je w szkolnym sklepie wraz z żelkami na sztuki, oranżadką w proszku i busami.;)

Składniki:
puszka gotowej masy krówkowej
tabliczka czekolady
1,5 - 2 opakowania ryżu

Masę wlać do garnuszka, dodać czekoladę. Gotować aż czekolada się rozpuści, wsypać ryż i wymieszać. Kiedy troszkę przestygnie mokrymi rękami formować szyszki i układać na papierze. Kiedy całkiem wystygną, wsadzić do lodówki na noc.;)

Smacznego;)

środa, 11 grudnia 2013

Humory;)

Wiecie co, od samego początku ciąży omijały mnie wszystkie nieprzyjemne objawy. Nie było żadnych mdłości, nie było wymiotów, zawrotów, ani nic innego. Wszystko było tak idealnie, że aż bałam się, czy ten człowieczek na pewno we mnie mieszka. Ale mieszka.;)

A teraz? Ledwo weszłam w drugi trymestr i humory mnie dopadły. Raz się śmieję ze wszystkiego, nawet z takich głupich rzeczy w telewizji, a za chwilę płaczę. Wzruszam się ogromnie wszystkim.

Wczoraj szłam z psem na spacer, a mieszkamy niedaleko straży pożarnej. I wiecie co? Wyjechały na sygnale dwie straże, a ja się popłakałam, bo komuś się może krzywda stała! W piątek natomiast byłam na występach dzieci z Domu Kultury. Moja chrześnica tańczyła, ale niestety nie mogliśmy być na jej występie i przyjechaliśmy na sam koniec występów innych dzieci, żeby tylko być. I co? I nastoletnie dziewczyny śpiewały piosenkę o świętach, a mi po policzkach płynęły łzy. Żeby tylko tyle tych sytuacji było. Ale nie.:) Siostra mojego męża opowiedziała mi, jak kiedyś G. wziął pierwszą w życiu wypłatę (koło 18tki) i zabrał siostrę na zakupy. Wzięli 300zł i poszli do Lidla. Oczywiście mój kochany nabrał tyle wszystkiego, żeby odciążyć mamę, że 300zł zabrakło. Ale zabrakło na co? Na kilogramowe opakowanie żelek- ulubiona rzecz mojego męża. I szwagierka się śmiała opowiadając to, a ja? Mi zaczęły płynąć łzy, bo było mi go tak żal...:(

Jakaś nienormalna się robię.:P

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Powrót, paczka, przeprowadzka

Jestem w końcu. Już po przeprowadzce, internet nam w piątek założyli, więc wróciłam, mam nadzieję na zawsze.:)

Ostatnie tygodnie były bardzo pracowite. Tydzień temu przeprowadzka, wczoraj finał Szlachetnej Paczki. Trochę się namęczyliśmy z tym wszystkim, szczególnie, że zgrało się w czasie. Ale przeprowadzka się skończyła, tydzień mieszkamy w swoim mieszkanku i jesteśmy szczęśliwi. Trochę jeszcze do kupienia jest, ale to po kolei. Paczka też udana. Byliśmy wczoraj u rodziny, była ogromna radość i wzruszenie. Była masa pomocników, bo i masa prezentów. Mama dwóch dziewczynek nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Była bardzo wdzięczna i widać, że dobrze wykorzystają tę pomoc.;) Kiedy na samym początku zastanawiałam się, czy dam radę zorganizować tę paczkę, ktoś powiedział mi, że ludzie teraz nie są tacy chętni do pomagania. Pomyślałam wtedy: jeszcze się zdziwisz.;) I miałam rację! Ludzie mają ogromne serca i chcą dzielić się nimi!

Obiecałam kiedyś przepis na chleb. Nawet robiłam go później jeszcze raz, miałam wrzucić lepsze zdjęcia. Ale wydarzyła się rzecz przykra mojemu chlebowi i nigdy więcej nie zaufam mężczyznom jeśli chodzi o pieczenie.;) Ale od początku. Cały dzień przygotowywałam się do pieczenia. Rano dokarmiłam zakwas, po południu odmierzyłam starannie składniki, dodałam ziarna słonecznika, maszyna przez 3 godziny wyrabiała ciasto, później ja je wyrabiałam, przełożyłam do blaszki, poczekałam aż jeszcze raz wyrośnie. Wstawiłam do piekarnik i... musiałam już niedługo wychodzić. Wzięłam więc tatę, wytłumaczyłam 3 razy co i jak zrobić kiedy zapiszczy. Miał tylko zmniejszyć temperaturę i ustawić na 20 minut. Nic więcej. Po 20 minutach miało zapiszczeć i samo się wyłączyć. Ot, wielki kłopot.
Wieczorem przyszłam do domu z wielką ochotą na kromkę chleba z masłem. Tak po wiejsku... mmm. A tu w drzwiach słyszę głos taty: wiesz co... jest problem. NO NIE! Owszem zmniejszył temperaturę, ale zapomniał ustawić czasu i zamiast 20 minut, chleb piekł się jeszcze godzinę i wyglądał trochę jak murzynek, a nie chleb. No i właśnie dlatego nie będzie nowych zdjęć!

Ale przepis jest:

600gr zakwasu
1kg mąki( może być tylko pszenna, może być 700 gr pszennej, 300 innej- zależy jaki chlebek chcemy otrzymać)
450ml letniej wody
4łyżeczki soli
3 łyżeczki cukru
jajko do posmarowania wierzchu
ziarna do posypania i/lub do środka


Wszystko wrzucić do maszyny/miski. Jeśli w maszynie to włączyć na program samo ugniatanie, jeśli w misce to zakasać rękawy i wziąć się za ugniatanie. Maszynę zostawić samej sobie, niech robi jak umie.;)
Jeśli robimy samemu: Ugniatać do chwili, aż będzie ładnie odchodzić od ręki. Przykryć i zostawić w ciepłym miejscu 1-1.5 godziny, żeby podrosło. Następnie(również po zakończeniu pracy maszyny do chleba) przełożyć chleb do blaszki wysmarowanej i posypanej mąką. U mnie była to tortownica 24cm. Znów zostawić do wyrośnięcia- 1-2 godziny.
Przed wstawieniem do piekarnika chleb naciąć i posmarować wodą.

Piekarnik ustawić na 240stopni. Napryskać do środka spryskiwaczem wodę. Piec chleb 10 minut, później zmniejszyć do 220stopni i piec 20 minut. Po 20 minutach zmniejszyć do 200 stopni i piec jeszcze pół godziny. 5 minut przed wyjęciem posmarować jajkiem i posypać ziarnami.

Poczekać aż wystygnie, posmarować masełkiem i zjadać.:)
Zdjęcie znów to samo, wiecie czemu.:(
 A na koniec chciałabym wam kogoś przedstawić. To mały mieszkaniec mojego brzucha.;) Ma 5.81cm i jego serduszko bije 162 razy na minutę. Mały ludzik, który jest teraz najważniejszym człowieczkiem w naszym życiu.:) Jakby ktoś się nie umiał rozczytać, to z lewej są plecki z kręgosłupkiem, z prawej duża główka i ta kropeczka to mała rączka.:) Tak się ustawił, więc takie zdjęcie ma.:) Podczas badania ślicznie się ruszał, machał nóżkami i trzymał swoje rączki.:)

niedziela, 24 listopada 2013

Światło i zakwas

Dawno mnie tutaj nie było. Ale chciałam wam powiedzieć, że jestem, że zaglądam do was i  w ogóle, że żyje.:) Nawet nie tylko ja, ale o tym za tydzień.:)

Mam dla was kilka przepisów, między innymi na chleb na zakwasie i szyszki. Dziś napiszę tylko, jak zrobić zakwas, bo kilka dni to trwa.

100gram mąki żytniej
tyle ciepłej wody, żeby z mąką utworzyło konsystencję gęstej śmietany

Wymieszać w litrowym słoju, przykryć gazą i postawić w ciepłym miejscu. U mnie stoi na grzejniku, na podkładce drewnianej(może być też na desce na grzejniku, albo pod nim). 2 razy dziennie(rano i wieczorem) dosypywać po 2 łyżki mąki i w razie potrzeby dolewać troszkę ciepłej wody. Cały czas zależy nam na konsystencji gęstej śmietany.:)

Zakwas trzeba dokarmiać przez 5-7 dni. Tak robimy zakwas od zawsze. Ale wyszukałam dla was coś, co mnie na początku zaniepokoiło- chodzi o zapach zakwasu.

"Zapach zakwasu. Zazwyczaj radze wszystkim, żeby nie wąchać zakwasu, bo jest to zwykle zapach mało przyjemny. Wszystko zależy od użytej maki. Maka żytnia razowa pachnie dość intensywnie. Ale bez paniki! Kiedy proces fermentacyjny się ustabilizuje, zapach poprawi się. Może to być zapach zbliżony do zapachu świeżego twarogu, owoców cytrusowych, troszką oleju balsamicznego albo tez świeżo przekrojonego jabłka. 
Może sie zdarzyć, ze zakwas bąbelkuje mocno lub tez odwrotnie jest dosyć spokojny, bądź wydziela bardzo kwaśny zapach (to się zdarza cząsto z maka żytnią), lub pachnie delikatnie owocowo (maka orkiszowa). Lekki zapach octowy tez nie jest niczym nieprawidłowym; także lekko alkoholowy bądź acetonowy zapaszek (szczególnie wtedy, gdy zakwas stal długo w lodówce) jest rzeczą normalna. Również świeżo nastawiony zakwas, na początku fermentacji pachnie niezbyt przyjemnie. We wszystkich tych przypadkach obowiązuje jedna zasada: tak długo jak nasz zakwas nie pachnie całkiem okropnie, możemy założyć, ze jest w porządku. " www.chleb.info.pl

Oto mój chlebek upieczony z tego zakwasu. Był ogromny i bardzo dobry.:) Następny będzie jutro albo we wtorek.;) Więc i wtedy będzie przepis i więcej zdjęć, bo powiem szczerze te zdjęcia mi nie wyszły. Chlebek wyjęłam z piekarnika późno wieczorem i było złe światło. W aparacie nie było tak źle, na komputerze już tak.:)


U nas wszystko ok. Kuchnia kończy się robić, sprzęty już stoją, a pan kończy mocować blaty itp. Pralka już też zamontowana. Z sypialnią przez ten odpadający sufit trochę nam popsuł plany, ale już w tym tygodniu powinno być wszystko skończone. W środę planujemy przewozić rzeczy, więc jak uda nam się też kupić narożnik, to już będziemy tam na weekend spać.:) Cichutko liczę, że uda się spędzić już wieczór andrzejkowy w nowym mieszkanku i może nawet zaprosić gości.:)

A na koniec trochę Światła. Pozdrawiam!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Szlachetna paczka- pomożemy?

Kochani, myślę o tym, aby dołączyć do akcji Szlachetna Paczka i zorganizować pomoc dla jednej z rodzin w moim mieście.
Paczkę trzeba zorganizować do 7-8grudnia, więc troszkę mało czasu. 
Potrzeby rodziny to między innymi: żywność stała, środki czystości, obuwie dla mamy i 4 letniej córeczki, pomoce szkolne, szafa, ława, używane meble kuchenne, deska do prasowania itp. 

 Jako, że jedna osoba nie da rady wszystkiego zorganizować, chciałabym zapytać, czy bylibyście skłonni dołączyć się razem ze mną do akcji i pomóc zorganizować te rzeczy. Chodzi mi o prawdziwe deklaracje, żebym później nie została na lodzie i tym samym nie sprawiła zawodu tej potrzebującej rodzinie. To jak? Kto chętny do pomocy?;)

środa, 13 listopada 2013

Pora na gotowanie- ciasto dyniowe

Kilka dni temu dostałam od babci trochę dyni. Nie wiedziałam za bardzo co z niej zrobić, więc zrobiłam ciasto i zupę mleczną. Jeśli chodzi o ciasto to powiem szczerze, jak dla mnie smakuje tak samo jak ciasto marchewkowe- mokre ciasto piernikowe z dodatkiem czegoś co nie smakuje ani jak dynia, ani jak marchewka. Nie mówię jednak,że jest złe. To pyszne ciasto z bakaliami, więc jeśli ktoś takie lubi to polecam.

 Składniki:
3szklanki mąki
1 szklanka cukru
3szklanki pure z dyni
2/3 szklanki oleju
3 jajka
2 łyżki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
2 łyżki przyprawy do piernika
pół szklanki bakalii, tabliczka czekolady pokrojona w kosteczkę
tabliczka czekolady do polania

Ubić pianę z białek i cukru. Dodać mąkę przesianą z kakao, proszkiem i sodą. Wbić jajka, wlać olej i miksować. Dodać pure z dni. Dobrze zmiksować( na tym etapie bardzo się rozchlapywało, mimo że masa była dość gęsta). Wsypać bakalie i czekoladę, wymieszać.

Wlać do keksówki lub tortownicy. Piec 60minut w 185stopniach w piekarniku z termoobiegiem. Po 40minutach można przykryć górę papierem, żeby się nie przypaliła. U mnie góra była już dosyć przypieczona, a na dole jeszcze nie za bardzo, więc to ważne,żeby te 60 minut się piekło.



sobota, 9 listopada 2013

Szybki deser- pseudo goferki:)

Taki szybki, ale smaczny deser. Do zrobienia nawet przez tych, co podobno nie potrafią. Nawet dzieci sobie poradzą. My robimy go często w lecie z owocami sezonowymi, ale można również dodać te dostępne o każdej porze roku. Nasze małe dziewczynki bardzo je lubią i czasami wyjmują z szafki same wafelki i proszą babcię o deserek. Dobre tak na szybko, jak nagle ktoś wpadnie, a nie mamy nic innego. Albo jak nagle najdzie ochota na coś dobrego.:)

Składniki:
-Podpłomyki (polecam z firmy Kupiec)
-Śnieżka light- do ubijania (jak ktoś chce  to  można 30% śmietanę, ja wolę ze sztuczną)
-mleko
-owoce świeże lub z puszki(mrożone się nie nadają, chyba że rozmrożone i dobrze odsączone)
-ew. polewa, posypka, czy co dusza zapragnie;)

Nic skomplikowanego nie ma- ubić śmietanę i rozłożyć na podpłomykach, posypać owocami i zjadać.:) Tylko nie można tego przygotować wcześniej, bo wafelki miękną.

A wyglądają tak:
Pysznie, prawda?:)

piątek, 8 listopada 2013

Chwalę się;)

Kochani- chciałam się pochwalić. Od dziś w końcu jestem PEDAGOGIEM.:) I to z 5 z obrony!;)

Gorące wody termalne w Uniejowie. Chwaliłam wam się weekendem rocznicowym? Wspaniałe miejsce;)

czwartek, 7 listopada 2013

Żyję

Chciałam coś napisać w ramach akcji "jeszcze żyję". Tak jak pisałam ostatnio- niewiele teraz na cokolwiek czasu, także daję tylko znać, że żyję.
Jutro o 13 trzymajcie kciuki za moją obronę. Myślę, że umiem co trzeba, więc powinno być dobrze. Mocno się nie denerwuję, bo nie mogę. Obronię się na pewno, ale im będę spokojniejsza tym lepiej mi pójdzie. Tak mam, że jak się denerwuję to mi się język plącze. Więc nerwom na jutro mówię: pa pa.:)

W mieszkanku nie byłam cały tydzień. Wczoraj byliśmy na meczu i na after party z innymi sponsorami. Całkiem fajnie było, aczkolwiek dopiero przyzwyczajam się do całkowicie bezalkoholowych imprez- nie powiem, ciekawie bywa(ale czasami ludzie mnie wkurzają) ;) Resztę tygodnia odpoczywałam(jakby było od czego) i uczyłam się na przemian.

Wracając do mieszkania. Pan zaczął już składać meble, G. nie może się wybrać, żeby pomalować, ale coś mówił o jutrze i sobocie(może akurat się uda). No i po jutrzejszej obronie już mogę iść kupować sprzęty, bo najwyższa pora.:) I powiem szczerze, że jak miałam dawno temu wszystko zaplanowane, to teraz już znów nie wiem, co kupić. Tyle tylko, że firmy mam wybrane: pralka ma być Beko, zmywarka Bosch, piekarnik i płyta Mastercook(chyba:P). Lodówka w sumie nie wiem. No i dalej nie wiem, w jakich kolorach mają być sprzęty. Kuchnia jest biała angielska, a sprzęty? Białe(kojarzą mi się ze starymi) czy srebrne?

I żeby nie było tak smutno, bez zdjęć- dodaję mojego niegrzecznego psa, który wczoraj w czasie meczu zrobił w domu małą rewolucję. Ale na szczęście wszystko przetrwało w całości, tylko salon cały w cukrze z cukierniczki ze stołu, a w kuchni pod stołem wylizana do czystości patelnia ze skwarkami do pierogów:)

poniedziałek, 28 października 2013

Czasu brak

Jakoś nie mogę się zabrać za napisanie czegokolwiek. Ostatnio dużo się dzieje i pisanie to ostatnie o czym myślę, więc sami rozumiecie.
Dostaliśmy już klucze od mieszkania, w zeszłym tygodniu dużo nie zrobiliśmy, ale w tym chcemy skończyć sprzątanie, może uda się też pomalować. Żyrandole już wiszą, więc chociaż to z głowy.

W ten weekend byliśmy Pobawiliśmy się, pojedliśmy, posprzątaliśmy, takie tam;] I znów cały tydzień będę dosypiać. Już tak mam, że jak nie prześpię jednej nocy to długo nie mogę załapać rytmu dnia.;)


wtorek, 15 października 2013

Pora na gotowanie- Roladki drobiowe z rydzami

Dziś przepis na roladki z piersi kurczaka faszerowane rydzami i żółtym serem:) 
Są one duszone w sosie beszamelowym, podawane z makaronem(lub jak kto woli ziemniakami, ryżem czy kaszą) i sałatką. Można zrobić też z pieczarkami jeśli ktoś nie ma lub nie lubi rydzy.)

Składniki na dwie porcie:
Na roladki:
1 pierś z kurczaka
2 plasterki żółtego sera
4 duże rydze lub kila małych (opcjonalnie kilka pieczarek)
1 mała cebula
przyprawy, olej

Na sos beszamelowy:
2 łyżki margaryny
2 szklanki mleka
2 łyżki mąki
mały serek topiony lub 3 trójąciki
sól, pieprzgałka muszkatołowa

Na sałatkę:
kilka liści sałaty lodowej
1 mała cykoria
1 mała cebula
1 pomidor
gotowy sos do sałatek
woda, oliwa
 + makaron, ziemniaki, ryż lub kasza (ja wolę makaron)
Wykonanie:
Grzyby umyć i osuszyć. Pierś z kurczaka przekroić na dwie części(na grubość) i "wystukać" jak na kotlety. Posypać przyprawami i odstawić do lodówki.
Cebulę pokroić w kosteczkę i wrzucić na rozgrzany olej. Grzyby również pokroić w kostkę i dodać do cebuli. Początkowo smażyć przez 5 minut na dużym ogniu, później zmniejszyć i dusić przez 20 minut. Doprawić pieprzem i solą.
Piersi ułożyć na desce, na każdym kawałku położyć po plasterku sera, łyżkę uduszonych grzybów i zawijać w roladkę. Spiąć wykałaczką i ułożyć w naczyniu żaroodpornym. Odrobinkę grzybów zostanie na wierzch.

Margarynę rozpuścić na patelni, dodać mąkę i parzyć ją przez kilka minut ciągle mieszając. Dolać mleko i wymieszać, żeby z mąki nie było grudek. Dodać serek topiony i mieszać, do całkowitego rozpuszczenia serka. Doprawić solą i pieprzem.
Zalać roladki i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180stopni. Piec ok. 20-30 minut. 


Sałatę porwać, cykorię, cebulę i pomidor pokroić i wrzucić do miski. Rozrobić gotowy sos do sałatek i zalać nim warzywa. 

Makaron- ugotować, raczej jasne.;)
Po przełożeniu na talerz, wierzch posypać resztą grzybków.

Smacznego życzę!;)







piątek, 11 października 2013

środa, 9 października 2013

Malowanie i inne zdjęcia

Ostatnio mama wytargała stary koszyk przed dom. Był nie ładny, więc go pomalowałam. Pomalowałam też stary stołek. Miałam na nim próbować decoupage, ale to musi mnie najść wena.;)

Czasami tak niewiele wystarczy, żeby z brzydkiej rzeczy zrobić coś ładnego.:)

I przy okazji jeszcze kilka zdjęć:
Storczyk, który dostałam od babci na rocznicę ślubu(w sumie jak na rocznicę to my dostaliśmy)
 Moja piękna lawendowa cukiernica od siostry, lampion od Marty z wymianki i malutki śliczny kwiatek, który podbił moje serce w sklepie i musiałam go mieć.:)
 Wrzos:)
 Łapiemy ostatnie promienie Słońca;)


 Słonecznik:)

poniedziałek, 7 października 2013

Panieński i grzybobranie

W sobotę byłam na panieńskim szwagierki.:) Koleżanki się postarały, nawet była limuzyna! A co;) Tylko ja jedna nie piłam i pilnowałam, coby się towarzystwo nie pogubiło.:) Ale jestem zadowolona, fajnie się bawiłam.;)

Wczoraj mój G. po południu(on też był na kawalerskim i wrócił dopiero po 6 rano), koło 16 wybrał się do lasu na grzyby. Kiedyś wracając ze spaceru spotkaliśmy jakąś starszą panią i się pytamy, czy to w naszym lesie tyle znalazła. A ona nam dokładnie wytłumaczyła gdzie. Więc poszedł G. właśnie tam i po 1,5godziny wrócił z pełnym koszem maślaków! :) A ja i mama, żeby nie być gorsze poszłyśmy dziś i każda kosz nazbierała.:) Narobiłam kolejnych słoiczków, bo mężuś tak bardzo grzybki ze słoiczka lubi i trochę zawiozę dla babci.:) A co, trzeba się dzielić.

Miały być dziś inspiracje, ale będą jutro. Smaczne.:)

czwartek, 3 października 2013

Pora na gotowanie- grzybki

Ale nie byle jakie! Te robiłam rok temu na panieński(swój własny, ale szkoda gadać:P). A, że teraz pora na grzybobranie, może jakaś alternatywa dla grzybków z lasu.:)

Składniki :
mak lub czekoladowa posypka, polewa czekoladowa, 1,5szklanki mleka, budyń jaki kto lubi(najlepiej waniliowy lub czekoladowy, ew. bananowy), 1/4szkl cukru pudru, pół kostki masła-wyjąć z lodówki, żeby było miękki, +składniki na ciasto niżej

Ciasto kruche:
0,5kg mąki
2jajka
1kostka margaryny
2łyżeczki proszku do pieczenia
2łyżki śmietany
0,5szkl cukru.
Wszystko wymieszać, posiekać z margaryną. Ugnieść ciasto i schłodzić przez godzinę.

W tym czasie ugotować budyń czekoladowy z 1,5szkl mleka- powinien być dosyć gęsty. Zostawić do ostygnięcia.
Wyjąć ciasto i rozwałkować.
Następnie wykrajać kształty jak na zdjęciach: okrągłe wielkości foremek na babeczki (metalowych), okrągłe takie same jak foremki ale z dziurką w środku, nóżki grzybków formować dłońmi. Nóżki maczać w wodzie, następnie w czekoladowej posypce lub maku(mak lepszy). Piec w 200stopniach do zrumienienia.

Kiedy wszystkie części stygną, możemy zrobić krem do środka. Masło miksujemy z pół szklanki cukru pudru, dodajemy po łyżce budyń. Kiedy wszystko się zmiksuje możemy przekładać grzybki. Łyżka kremu do kapelusza, przykrywamy ciastkiem z dziurką, a w dziurkę wkładamy trzonek grzybka.
Na sam koniec smarujemy kapelusze czekoladą lub inną polewą.


I teraz zdjęcia, jakby ktoś nie mógł sobie wyobrazić.:)





Smacznego!

Swoją drogą dawno ich nie robiłam, więc może zrobię na wesele męża siostry;)

środa, 2 października 2013

Było z górki, jest...

...pod górkę.
Jak za długo jest za dobrze, to coś musi się zrypać... A o co chodzi? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o wiecie co.
Auto się zepsuło, kasa potrzebna na meble na już, a tato jednak nie ma, żeby nam oddać. Pracy dalej nie mam i na razie nie ma perspektyw, a nawet jakbym miała to tysiąc złotych tutaj nic nie zdziała. Jakoś tak wszystko przestaje być takie piękne, kolorowe jak miało być.
Już szukam oszczędności na wyposażeniu, nie będzie wymarzonego piekarnika, bo są tańsze. Zbyt długo nam się powodziło?...;/
Humor mam niedobry. Jeszcze ks. zaproponował mi pracę na świetlicy 2 godziny dziennie(tyle świetlica czynna), 10zł za godzinę. To daje 400zł. Te cudowne 400zł o których pisałam  niedawno, ale już nie za 8 ale 2 godziny. Dla mnie ok, jak nic innego nie znajdę po obronie to chociaż te 400 by się przydało. Ale G. na mnie nakrzyczał jak tylko o tym wspomniałam... Też ma zły humor przez to wszystko i jakieś durne argumenty podawał, żebym mu w pracy pomagała to mi da tysiąc;/ Nosz kurde, to co on mi da to i tak do domu przyniesie, a pomagać mu mogę kiedy chce... A tutaj praca po południu bo 15.30-17.30 więc wszystko w domu bym porobiła, obiad przygotowała, z papierkami mu pomogła i mogłabym chodzić na chwilę. Choćby dla swojego lepszego samopoczucia, bo chcę się rozwijać zawodowo i zdobywać doświadczenie! A on do mnie, że lepiej jakbym założyła firmę i dotację wzięła- na co? Na maszynę- dla niego oczywiście, żeby jego firma działała. Ale to nie jest szczyt moich marzeń zawodowych, nie po to robiłam studia, żeby wynajmować maszyny. Jak chce to mu ją wezmę, a i tak chcę pracować z dziećmi!
Jestem wściekła! Musiałam...;/

poniedziałek, 30 września 2013

Spełniamy dziecięce marzenie- kartka dla Oliwki

Oliwka, chora na raka- 27 października kończy 6 lat. Jej wielkim marzeniem jest uzbierać jak najwięcej kartek urodzinowych. Pomóżmy małej spełnić marzenie i dajmy jej choć odrobinę uśmiechu!



Adres :

Oliwia Gandecka
ul.M.C.Skłodowskiej 11/26
65-001 Zielona Góra

 

To wiele nie kosztuje, a wywoła uśmiech na jej buźce;) A gdyby ktoś chciał pomóc inaczej, albo choć przeczytać parę słów o Oliwce odsyłam tutaj: POMOC DLA OLIWKI

Poniedziałkowe inspiracje- relaks

Dziś partia pomysłów na miejsce, gdzie można się zrelaksować, poczytać książkę, zatopić się w marzeniach. Mi się takie miejsce marzy i będzie to na pewno balkon, ale zapewne już przed zimą wiele nie zrobię i zajmę się nim na wiosnę. A kiedyś, jak będę budować swój dom na pewno zrobię sobie takie miejsce do siedzenia przy oknie, jak na 2 i 6 zdjęciu.:)
zdjęcia wyszukane na zszywka.pl


niedziela, 29 września 2013

Ludzie i zwierzęta

Jakiś czas temu rozpisałam się bardzo na temat zwierząt i podejścia do nich ludzi. I co? I zawiodłam się wczoraj na ludziach po raz kolejny!
Jechaliśmy wieczorem, po godzinie 7 do teściów. I nagle patrzymy a tam, na środku naszego pasa leży mała sarenka- żywa, z główką rozglądającą się w koło, widać, że oczka przerażone. A wszyscy, którzy jechali- omijają ją i mają gdzieś. Kurcze no, rozumiem rozjechanego lisa, czy inne stworzenie. Ale widać, że sarenka żywa, tylko nóżki obie przednie złamane, krew się leje, a ona bidulka leży i nic nie może zrobić...
Zatrzymaliśmy się i zadzwoniliśmy na policję(bo kto nosi przy sobie numer do nadleśnictwa czy czegoś innego, co może w tej sytuacji pomów). 40 minut czekania na policję, która jechała z miejscowości położonej 10 minut drogi... Spoko, nie pierwszy raz. Kiedyś czekaliśmy 3 godziny w 100tysięcznym mieście. Są sprawy ważne i ważniejsze, nie istotne, że w tej małej miejscowości z której policja miała przyjechać, to nic nie robią, ale może mieli ważną sprawę.

W czasie czekania zatrzymały się dwie osoby i to przywraca wiarę w człowieka. Starszy Pan i młody chłopak. Każdy z nich ma w domu zwierzę, każdy próbował coś doradzić. Jak któraś z forumek kiedyś napisała tak i ja powtarzam- Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kto kocha zwierzęta był złym człowiekiem. I ja też tak uważam, co więcej- sądzę, że ludzie którzy kochają zwierzęta są bardziej wrażliwi i odnosi się to do wszystkich sfer życia.

W końcu policja przyjechała. Sarenka w tym czasie próbowała odpychać się tylnymi nóżkami i ze środka pasa dotoczyła się do barierki przy rowie. Dalej G. pilnował, żeby nie wpadła do rowu. Policja powiedziała, że wezwali jakąś służbę, która zabierze zwierze to weterynarza i kazali jechać, powiedzieli że ją przypilnują. Mam nadzieję, że nie zostawili jej tam... Bo to dla niej byłaby długa i męcząca śmierć- zapewne z głodu i pragnienia, bo nigdzie by się nie ruszyła. I mam nadzieję, że weterynarz się nią zajął, bo myślę, że wystarczyło poskładać nóżki i będzie żyć, szkoda żeby z takiego powodu ją uśpić. Widać było, że jest silna i na pewno sobie poradzi. A sarenka była śliczna- malutka, młodziutka. Jeszcze uszy miała dwa razy większe niż głowę, tak jak młody owczarek niemiecki:)
A jak odchodziliśmy do samochodu, sarenka odwracała główkę i patrzyła na mojego G. :) Wiecie- jakbym mogła, to bym ją zabrała;) Ale to dzikie zwierze i jego miejsce jest w lesie, więc mam nadzieję, że trafi do jakiegoś leśnego schroniska :)


Nie potrafiłabym przejechać obok obojętnie. Jest coś takiego w człowieku, że zwierze jest dla niego ważne i to nie ważne czy własne, czy cudze, czy domowe, czy dzikie. Zwierzęta są dla nas, a my jesteśmy dla nich. Razem tworzymy na Ziemi całość.

PS. Nie skomentuję zachowania tego człowieka, który ją potrącił i zostawił na środku drogi. To jest poza moim zrozumieniem...

środa, 25 września 2013

Pora na gotowanie: omlet ze śliwkami w czekoladzie

          Postanowiłam wprowadzić na mojego bloga trochę nowości, może będzie bardziej interesujący.;)
W poniedziałek mieliście okazję zobaczyć pierwszy post z planowanej serii "Poniedziałkowe inspiracje". Co tydzień będę starała się pokazać wam coś nowego, inspirującego. Nie będą to tylko posty z zakresu wnętrz, ale sami zobaczycie, co będzie dalej.
Dziś pierwszy post z drugiej serii "Pora na gotowanie"- tu za wiele nie trzeba tłumaczyć- będą to przepisy na różne smaczne wg mnie dania.

Dziś zapraszam was na coś prostego, ale jakże pysznego. Omlet ze śliwkami w czekoladzie powstał bardzo przypadkiem, po prostu miałam na coś takiego ochotę, więc to zrobiłam.

Omlet:
2 jajka
3łyżki mleka
2.5 łyżki mąki
2 łyżeczki cukru waniliowego

Sos śliwkowy:
4-5 śliwek
3 kostki czekolady(jaką lubicie)
3 łyżki masła
lub zamiast czekolady i masła- Prawdziwe masło czekoladowe(przepis wkrótce, ale nie będzie to krem w stylu Nutelli)

Śliwki przedzielamy na pół i wyciągamy pestki. Masło z czekoladą roztapiamy w rondelku, wrzucamy śliwki i co jakiś czas mieszając czekamy aż zmiękną.

Jajka ubijamy z cukrem(przez około 5 minut), dodajemy mleko i mąkę. Smażymy z obu stron.


Wykładamy omlet na talerz, polewamy sosem i układamy śliwki. Składamy na pół i zajadamy się pysznym omletem śliwkowym!;)

poniedziałek, 23 września 2013

Poniedziałkowe inspiracje- biel w mieszkaniu

        Ostatnio bardzo podoba mi się biel w pomieszczeniach. Gdybym mogła, to całe mieszkanie urządziłabym w bieli. No, ale salonu, łazienki i toalety nie mogę, bo nie planujemy remontów. Kuchnia będzie w bieli, sypialnia i balkon też. Zobaczymy jak nam to wyjdzie... 

A tymczasem chciałabym pokazać wam trochę inspiracji do mieszkania- oczywiście w bieli.
zdjęcia wyszukane w google.pl
Taka cudowna lawenda na pewno będzie stać na moim parapecie w kuchni.


A wam jak się podoba biel w domu?

Wymianka na zakończenie lata;)

Pierwszy raz wzięłam udział w wymiance i powiem wam, że bardzo mi się ta zabawa spodobała. Co prawda trochę kosztowna, ale dwa razy w roku można się skusić.;) Wymianka organizowana była na http://www.pierniczkowewybryki.blogspot.com/ - zajrzyjcie jakie cudowne pierniki tworzy Agnieszka!;)

Moją parą wymiankową była Marta, która prowadzi wspaniały  blog o gotowaniu. Zaskoczyła mnie jej paczka, bo jak zaczęłam wypakowywać, to nie mogłam skończyć. I nawet mężuś był zadowolony: "Skąd my to wszystko mamy?" ;) No i sam dobierał prezenty do paczuszki dla Marty.
 Ale najpierw, co Marta dostała ode mnie;)
Marta, jako, że jej pasją jest gotowanie dostała kilka gadżetów kuchennych: kubeczek w babeczki, podkładkę pod gorące garnki, zeszycik w mięciutkiej okładce(na przepisy), serwetki, podkładki na stół, herbatkę z bardzo fajnej herbaciarni w Legnicy, karmel z wanilią w młynku, cukrowe kwiatki do zdobienia deserów. I praktycznie gównie na powiązaniu kuchennym się skupiłam, bo poza tym to jak widać: świeczki zapachowe, cudny olejek zapachowy brzoskwiniowy(mam taki sam, cud), scrub do ciała i krem do stóp Avon. No i oczywiście kawka, herbatka, słodkości.:) Mam nadzieję,że Marta była zadowolona!;) A przy okazji wymianki poznałam wspaniałą babkę i blog pełen smacznych przepisów.:)


A co ja dostałam od Marty? Ło matko, cuda na kiju:) Najbardziej ucieszyła mnie cudowna latarenka- dzień przed  otrzymaniem paczuszki oglądałam takie z zamiarem zakupu na balkon!;) No i mam;) Dwa śliczne notatniczki, naklejki do oznaczania(u mnie oklejone słoiczki), solniczkę i pieprzniczkę do nowej kuchni, skrawki materiału do szycia, torbę na zakupy, ramkę na zdjęcie, pachnące kawą woreczki, motylki, przyprawę do grilla, widelczyki do ciasta, kwiaty lawendy i jaśminu(wciąż szukam inspiracji, do czego je wykorzystać), masa kaw, herbat i słodkości!;) Chyba o niczym nie zapomniałam, choć wcale bym się nie zdziwiła- tyle tego było! Dziękuję Marto jeszcze raz!


Jak widzicie- super zabawa.:) Może na święta wypatrzę jakąś fajną wymiankę!;)

piątek, 20 września 2013

Bieda w kraju:P

Jak mnie wkurza, jak ludzie narzekają, że zły kraj, zły rząd i że dlatego bieda.
W ten weekend mamy rocznicę ślubu i postanowiliśmy, że gdzieś pojedziemy i zaszalejemy. Wymyśliliśmy sobie pobyt w spa, super hotel, z basenem i zabiegami. Ale co? Obdzwoniliśmy dziesiątki takich hoteli i nie ma miejsc na ten weekend. Kurcze, to o wiele łatwej znaleźć tanie pokoje, choć zawsze jak szukałam to było ciężko, ale coś się znalazło. No i teraz właściwie nie wiem, czy mam się pakować czy nie, bo do tej pory nic nie znaleźliśmy. Tzn G. siedzi teraz w biurze i podobno coś wybiera, ale żeby to było w czym wybierać. Dzwonił, żeby się pakować, więc tak czy inaczej pojedziemy gdzieś, najwyżej będziemy w aucie spać.:P
Zachciało się weekendu na bogato.:P

niedziela, 15 września 2013

Weekendowo

Witam niedzielnie.;)
Wyzwanie mi nie wyszło, bo jakieś lenistwo zdjęciowe mnie dopadło. Chyba przez ten kabel, bo to za dużo roboty.;P Ale trudno się mówi, do połowy dotrwałam.
Wczoraj cały dzień spędziliśmy w domu, nie zgadniecie co robiliśmy.... A może zgadniecie? No próbujcie, co całą sobotę można robić z mężem w domu? Rozwiązanie będzie w następnej notce.;)

Pan od mebli miał wczoraj zadzwonić, znów nie zadzwonił, telefon wyłączony. Więc ja dziękuję bardzo, jak on tak klienta traktuje... Już zaczęłam szukać innych firm, oczywiście facebookowi znajomi pomocni jak zawsze, tylko hasło rzucić.;) No i jutro podzwonię po firmach i się poumawiam, może ktoś inny będzie zainteresowany zarobieniem pieniędzy...;)

Za chwilę zbieramy się na obiadek do babci, bo zaprosiła wnuki swoje kochane.;) Później na chwilkę do drugiej babci do szpitala, później do babci G. na kawę, a na końcu do teściów na chwilkę. Taki babciowy dzień trochę mamy(żeby jeszcze teściowa była babcią, to byłoby idealnie babciowo).;) Jutro rano do przedszkolaków na próbę, bo w środę mają występ. A bo ja wam chyba nie pisałam, że puki nie mam pracy to będę raz w tygodniu chodzić do przedszkola na zajęcia rytmiczno-muzyczne. I będziemy śpiewać, grać na gitarze, pianinie i będzie wesoło.:) No i do biblioteki muszę skoczyć, bo pani promotor kazała kilka drobiazgów dopisać do pracy i będzie good.

Miłej niedzieli życzę!

czwartek, 12 września 2013

Wyzwanie dzień 4- lista

Nie miałam pomysłu na listę.:) Nie mam przed sobą listy zakupów, bo zrobiliśmy wczoraj, listy rzeczy do zrobienia już nie robię, choć kiedyś taką zawsze miałam. Więc dziś jest lista utworów- niby dla dzieci i młodzieży. Choć co do tego byłabym ostrożna. No bo cóż na tej liście jest? No na przykład Bogurodzica- hm... dla dzieci czy dla młodzieży? Dzieci nie zrozumieją na pewno, a dla młodzieży to i tak jest trudne do zaśpiewania. No ale nie szkodzi- miała być lista- jest lista.:)




środa, 11 września 2013

Wyzwanie dzień 3:)

Zgrałam za pomocą kabelka zdjęcia, więc dodaję dziś coś.
A oto kwiatki cukrowe, robione dziś specjalnie dla kogoś;) O godzinie 13:00 bo taki temat dzisiejszego zdjęcia;) Ale teraz już skończyłam i śmigam robić coś innego. Powiem wam szczerze, że specjalnie na tę godzinę zaplanowałam robienie kwiatków, coby nie było, że robię coś nudnego;)
Nie napiszę na razie nic więcej, bo mam trochę do zrobienia, a godzina mi do autobusu została.:) Pa!;)

wtorek, 10 września 2013

Wyzwanie dzień 2- stare zdjęcie i wytłumaczenie- edit;)

Dzień dobry:)
Dziś drugi dzień wyzwania, a ja przygotowałam dwa zdjęcia.:) Ale co? Karta mi nie chce się w ogóle odczytać, coś się chyba w lapku popsuło, bo ciężko się ją wciska i nie widzi jej komputer.;( Bardzo mnie to martwi, bo często używam tego czytnika w laptopie, nie chciałoby mi się podłączać czytnika usb... Zresztą gdzie on jest?
Więc na razie nie będzie zdjęć.:(

No cóż, nie umiem tego naprawić. Poproszę brata może mi na dniach naprawi, ale dziś jakiś zdjęcie by się zdało. Niech więc będzie stare, jak uda mi się zgrać nowe to pochwalę się nowymi.:)
Więc tutaj woda z miętą- pyszna, wspaniała, uwielbiam ją latem;) To zdjęcie już było. Teraz jestem przeziębiona i od kilku dni moja ulubiona jest ciepła woda z cytryną, miodem i imbirem i jej zdjęcie dziś zrobiłam. Zrobiłam też zdjęcie latte waniliowego, które dostałam od  Marty i dzisiaj próbowałam. Bardzo lubię latte, to kupne jest nawet ciekawe.:)
Byliśmy dziś z mężem, Tośką i Julką w restauracji.:) Odebraliśmy dziewczynki z przedszkola i zabraliśmy na obiadek z okazji urodzin Antosi.:) Lubię takie wyprawy z nimi, bardzo miło spędziliśmy czas, dziewuszki pięknie zjadły(o nas nie muszę mówić;P) i były zadowolone.:)


Edit- zgrałam za pomocą kabelka;)

poniedziałek, 9 września 2013

Wyzwanie foto i tort czyli dwa w jednym

Dziś pierwszy dzień wyzwania fotograficznego na blogu Sen Mai. Bardzo fajna sprawa te wyzwania więc znów biorę udział.;) Dzisiejszy temat to Moja mina. Jako, że nie chcę się tutaj pojawiać za bardzo, a dziś zrobiłam piękny(wg mnie:P) torcik dla bratanicy z Kucykami Pony, to będzie ich mina. Mina niezdarnie wylepionych przeze mnie Kucyków, które mam nadzieję choć te kucyki przypominają!
Trochę sflaczały, ale cóż ja im poradzę- zmęczone są.:P




Wczoraj miło spędziliśmy dzień, byliśmy i teściowej na obiadku i wieczorkiem w gościach u siebie:P W sensie, że w naszym mieszkaniu u poprzednich właścicieli.:) Bardzo miło było, pooglądałam sobie po raz kolejny chałupkę, poobmyślałam sobie w główce ustawienia, a na koniec późną nocą zwiedziliśmy osiedle.;)
W nocy niestety złapała mnie @- nie dość,że się zawiodłam to jeszcze całą noc nie spałam z bólu. Usnęłam po 5, a o 6.30 pobudka bo trzeba było babcię do szpitala na rehabilitację zawieźć. No ale jakoś dałam radę, później szybkie zakupy, do domu na drzemkę i jakoś dzień minął.

Antośka ma jutro 3 urodziny. Jak ten czas leci.:) Taka maciupka była jak się urodziła, pamiętam jak poszliśmy do bratowej do szpitala, pamiętam jak mój G. trzymał ją na rączkach i patrzył na mnie... Kurcze, jeszcze długi czas minie zanim będzie trzymał swojego maluszka, a wiem, że tak bardzo by już chciał...:( No ale nie wpadajmy w melancholię. Antośka( inaczej Nina, Antek, Antek mrówka, orzeszek i wiele innych głupich ksywek, na które ona odpowiada " Nie jestem ..., jestem ANTOSIOM";) Ale to taki wariat jakich mało.:) Ledwo zaczęła gadać, to sobie żartowała ze wszystkich. Przychodziła np i mówiła do mnie: Dziadziuś i chichrała się pod nosem. Jak mówiłam, że nie jestem dziadziuś, to mówiła wszystkie osoby po drodze, a na końcu: wiem, jesteś ciocią klocią.:) Kochane takie maleństwo nasze, a już takie duże.;) Mam nadzieję, że Antosi się torcik spodoba, a zobaczy go dopiero w przedszkolu jak przywiozę.:)