wtorek, 30 kwietnia 2013

Mam już długi weekend;)

Możecie mi zazdrościć lub nie, ale zrobili nam dzień rektorski i już mam weekend- naprawdę długi. Właściwie odpowiednio długi jak na skończenie pracy i wypadałoby przez ten czas ją skończyć. Wszem i wobec postanawiam, że od piątku (bo w czwartek impreza, więc trzeba się przygotować, dziś zrobić zakupy, jutro upiec ciasto itp) siadam i nie odchodzę od pracy, aż jej nie skończę. Jak tego nie dokonam, możecie mnie zlinczować. Jak nie wy to mnie promotorka zlinczuje i obrona będzie we wrześniu, czy tam jeszcze kiedyś.;P
Czekam na koleżankę z którą jakiś projekt mamy nudny zrobić. Od rana podliczam katalog i nie mogę oczywiście dodzwonić się do konsultantek (na złość zawsze na koniec katalogu tak z nimi mam:P ).

Byliśmy wczoraj w biurze nieruchomości, tym w którym załatwiamy mieszkanie i dom. I kurcze gość od kredytów, polecony przez panie i siedzący w pokoju obok, od 6 tygodni w kulki leci. Nam po 2 tygodniach od pierwszego spotkania, kiedy dostarczyliśmy wszystkie  dokumenty (wszystkie które wtedy kazał) powiedział, że złożył wniosek. Ostatnio się dowiadujemy, że nie złożył. I w piątek złożył dopiero do jednego banku, do drugiego wczoraj. I nam powiedział coś innego i pani w banku (dobra znajoma) powiedział coś innego...;/ I w skutku tego, chętni na zamianę powiedzieli, że jeśli do 15 maja nie załatwimy tak, żeby już podpisać akty notarialne, to oni się wycofają... I teraz musimy próbować gotówkowy na gwałt brać, żeby tylko nie stracić szansy! Świetnie... nie? Boję się, że kolejna nadzieja ucieknie gdzieś daleko... I jakby nie patrzeć, co się samemu nie załatwi, to nie będzie załatwione.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Kolejna niedziela minęła...

         Witajcie nieistniejący obserwatorzy.:) Aż się dziwię, że wciąż piszę, choć nikt nie czyta. Chyba w końcu próba blogowania ma większą szansę się powieść.
         Wczoraj miły wieczór, byliśmy z rodzicami w Małej Moskwie- świetna restauracja z daniami wschodnimi w Legnicy. Bardzo miło spędziliśmy wieczór, najedliśmy się i posiedzieliśmy w miłym miejscu. Późno wróciliśmy, bo musiałam odwieźć teściów do domu, a to kawałeczek jest.
Zrobiłam sobie wczoraj rano nowy kolorek na główce.;) Już nie jestem blondyneczką, teraz mam na głowie piękną czekoladę! Jestem bardzo zadowolona z efektu. No i upiekłam ciasto na dziś, bo babcie przyszły na obiad i na kawę dzisiaj. I zaproponuję wam na końcu posta ten przepis, bo jak każdy- trochę zmodyfikowałam i jest super!

Mamy dylemat. Mamy zaproszenie do kuzyna na wesele na 1 czerwca. I cały czas żyliśmy w przekonaniu, że nie jedziemy, bo mamy psa i nie mamy go z kim zostawić, a że to pół Polski trzeba przejechać, to bylibyśmy tam prawie tydzień(tak chcą być rodzice, jeszcze przy okazji inną rodzinkę odwiedzić, jak już się wybierzemy). No ale dziś (a do 30 kwietnia trzeba potwierdzić) siostra z chłopakiem powiedzieli, że zostaną i zajmą się psem, żebyśmy jechali. I nie wiemy teraz... Niby pies będzie na swoim miejscu, bo wszyscy teraz mieszkamy w jednym domu, i jedynie może tęsknić za nami trochę. Siostrę i jej chłopaka zna dobrze, chodzi czasem z nimi na spacery itp. No ale boję się, że tydzień to trochę długie rozstanie... I nie wiem. Bardzo chciałabym pojechać, bo to bliska rodzina, ale niestety ze względu na odległość nie widywaliśmy się prawie wcale, tylko telefony. Chciałabym poznać rodzinkę lepiej, pobawić się na weselu, a jeszcze później rodzice na 2 dni chcieli jechać do rodziny taty, których bardzo lubię i którzy byli u nas już kilka razy, a ja u nich nigdy. Mamy 2 dni na zastanowienie, na rozważenie za i przeciw. Jak na razie za są chęci a przeciw- lęk o psa. I co tutaj poradzić?

No a teraz, przejdźmy do trochę przyjemniejszych tematów- przepis.:) Jedliście kiedyś ciasto marchewkowe? Ja się do niego zabierałam kilka lat, aż w końcu jakiś czas temu zrobiłam. Było pyszne, ale bardzo ostre bo dałam całą przyprawę do piernika. Trzeba było to zmienić i uczynić ciasto łagodniejsze.;) No i do przełożenia zrobiłam pyszną masę, bo nie chciałam podawać suchego ciasta.
Na zachętę zdjęcie:
Przepis bazowy wzięłam z Wielkiego Żarcia od pauladu83, ale troszkę go zmieniłam i robiłam z podwójnej porcji.
1 1/2 szklanki mąki
1 ł-czka proszku do pieczenia
1 ł-czka sody oczyszcz
1 ł-czka cynamonu
1/2 szklanki cukru
1szklanka oleju
3 jaja
1 szklanka marchewki startej na średnich oczkach
opakowanie cukru waniliowego
orzechy, żurawina, rodzynki
dżem do posmarowania


Zmiksować jajka z cukrem i cukrem waniliowym, dodać mąkę, proszek i sodę oraz cynamon. Miksować dalej i powoli wrzucać marchewkę. Dolać olej i na końcu wmieszać bakalie. Piec w 180stopniach przez 45minut w małej blaszce. Ja robiłam podwójną porcję na prostokątną blaszkę 30cm x 40cm(jakoś tak).

Masa: serek mascarpone i 200ml śmietany 30% (ja polecam tę z Piątnicy, bo nigdy mnie nie zawiodła). Serek miksować z 1-2łyżkami cukru pudru. Puder wsypywać po troszkę, żeby nie było zbyt słodkie. Do ubitego serka wlać 4 łyżki śmietany, a resztę śmietany ubić w osobnej misce. Przełożyć śmietanę do serka i wymieszać.
Ciasto, kiedy wystygnie, przekroić na pół i posmarować dżemem porzeczkowym Na wierzch posmarować masę i przykryć drugą częścią ciasta. Posypać cukrem pudrem. Najlepsze, jak trochę postoi! Smacznego!
Komu kawałeczek?!;)



piątek, 26 kwietnia 2013

Tortowo, urodzinowo, mężusiowo;)

Mężuś miał we wtorek urodzinki. Nie wymyśliłam nic niezwykłego na ten dzień, bo dostał znów kawę (nie taką zwykłą, mężuś to kawosz i dostał kilogram jakiejś takiej ekstra, której ekstrości ja nie rozumiem;) ), czekoladę, żeby nie było, że nic słodkiego i szaliczek drużyny na której mecz szedł tego dnia.:) Kiedy on był na meczyku, ja upichciłam torcik. Myślę, że mężuś był zadowolony.;)

U nas pogoda dopisuje, aż by się chciało na jakąś wycieczkę pojechać, ale nie ma kiedy. Nie poszłam do szkoły, bo trochę źle się czułam(najadłam się na noc gotowanego bobu). Praca się pisze, dziś muszę też do niej usiąść, przez weekend majowy chcę mieć już wszystko napisane i do oddania. Jak nie będzie dużo poprawek, to obronię się w czerwcu, jak będzie to we wrześniu. Ale tragedii nie ma, i tak chcę iść do pracy jakiejś, więc przerwa w nauce mi nie przeszkadza mocno. Jutro planujemy kolację z rodzicami, dawno wszyscy razem nigdzie nie byliśmy.

Rano trochę uprzątnęłam, zaraz będę robić konkretne porządki, żeby jutro mieć z głowy. A teraz przeglądam forum, zrobiłam zamówienie z Avon i tak zerkam na różne rzeczy na necie. A w tv leci program o konkursach dla dzieci w Stanach. Porażka jakaś... Jakby te dzieci wyszły same z siebie na scenę, to były by śliczne, ale to farbowanie, opalanie, przyklejanie rzęs i cuda na kiju to przegięcie. Powinni tego zabronić, wyobrażam sobie przyszłość tych dzieci, wychowanych na "jesteś najlepszy, najśliczniejszy, naj naj naj i musisz wygrać, bo inne są brzydkie, głupie itp..." Litości.:)
Ps. U lekarza nie byłam, bo miałam na tę samą godzinę jechać na pogrzeb, a w końcu nie pojechałam i nic nie załatwiłam...


wtorek, 23 kwietnia 2013

W końcu witam porannie!

            W końcu udało się usiąść do komputera rano, z aromatyczną kawą w kubku.:) Dlatego rano, bo na 14.00 muszę lecieć po kosmetyki do paczkomatu, zawieźć je do siostry do szkoły, później na akcję prospektingową i kurs dla liderów, a jeszcze później do 20stej w szkole, na meeega nudnym wykładzie. Ale co tam, jakiś dobry humor mam (o dziwo). Jutro mężuś ma urodziny (26! O matko;D), a ja nie mam dla niego prezentu i nie mam pomysłu na prezent.Ten, który planowałam niestety się nie udał i obawiam się, że żeby się udał potrzebne będzie leczenie. Ale torcik mu zrobię- to przecież potrafię bardzo dobrze. Na dodatek mężuś wygrał dziś bilet na jutrzejszy mecz lokalnej drużyny, na który i tak chciał iść.:) Więc jakiś prezencik mały od życia dostał na urodziny.
Ale co ja mam mu sprezentować, to pojęcia nie mam! Mój kawosz dostał już wszystkie gadżety kawowe, jakie były w zasięgu mojej kieszeni, a kawy mu po raz enty nie chcę kupować. Może coś podpowiecie? Coś, z czego cieszyłby się każdy facet.



Brzuch mnie boli całymi dniami, a tempka niska jak nigdy. Boję się, że coś mi się porobiło... No nic, po @ pójdę do lekarza, bo teraz to już nie ma chyba sensu? Jej, mam mętlik w głowie...;(

niedziela, 21 kwietnia 2013

Niedzielnie po przeprowadzce

           Witam was po przeprowadzce. Jakoś uporaliśmy się w piątek i wczoraj ze wszystkim i w końcu mamy święty spokój. Na sam koniec mieszkania tam mieliśmy jeszcze pełną kuchnię mrówek, jak na złość (albo potwierdzenie, że dobrą decyzję podjęliśmy). Nutka radzi sobie całkiem dobrze, nie wyje w nocy itp. Tylko chyba śpi pod drzwiami, ale wie, gdzie jej buda, więc jak zmarznie to pójdzie. Mam taką nadzieję.
U nas na razie cisza. Ogólnie boję się, że coś się poprzestawiało, bo temperaturę mam jakąś dziwną, za niską jak na drugą fazę. Od jutra do końca cyklu będę brać luteinę i po @, która na pewno przyjdzie, pójdę do lekarza, trzeba będzie dalej się badać. Już powoli zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że to widocznie jeszcze nie pora. No cóż, oby kiedykolwiek.;)
           Poprzypominałam sobie mowę zależną na jutrzejszy angielski i tak siedzę. Przez kilka dni nie miałam kiedy usiąść do internetu, to teraz nadrabiam. I to z jaką radością- nawet na yt można muzyki posłuchać, bo tutaj internet się nie wiesza jak tamten nasz. Ale coś mi forum nie chce wejść, a chciałam nadrobić trochę. Ta... jak wczoraj weszłam na chwilę, to tylko zobaczyłam, że kolejna forumka w ciąży. Wszystkiego dobrego jej życzę, i jej i maluszkowi. Tylko to trochę dobija, nie jest łatwo w takich chwilach, kiedy też pragnie się tego. Ja wiem, zazdrość to nie ładna rzecz. Ale w takich chwilach człowiek trochę zazdrości... 


No wiecie co, pokasowałam coś i zniknął poprzedni post.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Miłego tygodnia życzę

          Witam w niedzielny wieczór. Jakiż dziś był piękny dzień! WIOSNA pełną parą.:) Aż miło było spędzać czas na dworze i tak go spędziliśmy. W południe pojechaliśmy na giełdę z Mężusia siostrami i ich partnerami. Kupiłam sobie w końcu spodenki i bluzkę- oczywiście w moim nowym, ulubionym aktualnie kolorze- miętowym. Później pojechaliśmy do moich rodziców na niedzielny obiadek. Wybawiliśmy się znów z Tosiulką i Julką- te dziewczyny nie dają odpocząć. Tocha nawet chciała sprawdzić dziś jak smakuje piasek. "Śniadanko dla wujka, dla Julki, dla Niny...O, ciocia, zaraz będziesz miała... Bleee!" - tak wyglądała próba smakowania piasku. Pochodziliśmy po ogrodzie, pogadaliśmy z mamą. Trochę się pod denerwowaliśmy, bo miejsce i buda naszej Nusi są zastawione jakimiś kaflami, a kojec w którym była zamykana na noc- rozebrany. Także w tym tygodniu czeka nas nawa robota, szykowanie miejsca dla psa. Bo jak już pisałam ostatnio- przeprowadzamy się tam na pół roku. Już zaraz, do soboty właściwie.

A co jeszcze u mnie? Ostatnio coś nie mogę spać. Przytłaczają mnie niezałatwione sprawy, które czekają i czekają. Sprawozdanie z praktyk, pit, praca licencjacka, projekty, wniosek o kredyt... Muszę wziąć się i pozałatwiać wszystko po kolei. Przecież wiele nie trzeba. Muszę tylko wypełnić sprawozdanie i podjechać po pieczątkę, podpisać pit i wysłać na poczcie, usiąść i napisać pracę, pokończyć projekty, przycisnąć gościa z banku... Jakby bardzo chcieć to wszystko(no może poza pracą lic.) można załatwić w jeden dzień, w kilka godzin. Muszę powiększyć także mój zespół konsultantek Avon (Może ktoś chętny?), ale tym się zajęłam przez weekend i mam nadzieję przyniesie efekty. Wiosna przyszła, powinny przyjść i siły do działania. Ale jakoś nie przyszło. Zamiast tego przyszło wiosenne lenistwo, które trzeba przezwyciężyć.

A jak tam u was? Macie wiosenny zapał do robienia czegokolwiek? Tylko mnie dopadło lenistwo? Pozdrawiam i miłego tygodnia!

sobota, 13 kwietnia 2013

Parę słów o dniu dzisiejszym

Dziś bardzo miły dzień. Wstaliśmy sobie o 11, bo długim wylegiwaniu w łóżeczku. Zrobiliśmy wspólnie śniadanko i zapakowaliśmy się do auta. Byliśmy z Niusią u moich rodziców, musi się znów przyzwyczajać, bo za tydzień już tam spędzimy nockę. I sto-kilkadziesiąt kolejnych. Pobyliśmy u rodziców, wybawiłam się z małą Tosiulką i Julką (córki brata), pogadaliśmy z rodzicami. Mężuś miał ochotę iść na mecz lokalnej drużyny, ale jakoś się nie wybrał. I dobrze, bo w czasie meczu niebo zasłoniły okropne czarne chmury i lunął deszcz. A my zawieźliśmy psa do domku i pojechaliśmy na obiadek i spacerek. Później skoczyliśmy jeszcze do marketu, kupiłam sobie świetną walizeczkę na moje tortowe gadżety. No i wróciliśmy do domku. Od razu wzięliśmy się za porządkowanie, bo w końcu trzeba będzie się spakować. A teraz siedzimy sobie, zjedliśmy kolację i oglądamy tv. Tylko ja na chwilę uciekłam do kompa, ale już wracam do mężusia. Dlatego dziś nad żadnym poważnym tematem się nie zatrzymuję. Jest sobota. Można odpocząć i zapomnieć o tym, co niedobre. Miłego wieczoru i dobrej niedzieli wam życzę!;)

czwartek, 11 kwietnia 2013

WIOSNA!

        Kochani, dziś chciałabym wam powiedzieć, że wiosna już jest! Miałam okazję dziś się z nią spotkać.
Ale po kolei.
        Ta moja szkoła dziś mnie zaskoczyła- pierwszy raz pozytywnie. Miały być zajęcia do 20, a były do 15, bo wykładowcom też nie pasują te ciągłe zmiany. Tak więc jakoś przemęczyłam te kilka (7!) godzin i wróciłam do domku. Mężuś mój zaraził się od żonki, jak jej usługiwał w chorobie i dziś sam szybciej wrócił z pracy. Ale jak to mężuś- nie poleżał, tylko wysprzątał całe mieszkanko. Jestem zdecydowanie szczęściarą.:) Razem zrobiliśmy obiadek (A tak, mężuś był jeszcze na zakupach i kupił wszystko na pizzę. Jako, że z zakupów się ucieszyłam, to już z planów pizzy nie, ale nie chciałam robić mu przykrości. Bo u nas ostatnio króluje zdrowe i niskokaloryczne jedzonko, bo nam się z tej miłości trochę tu i ówdzie zaokrągliło.), a po obiadku wypiliśmy kawę. Po kawce- poszliśmy na cudowny, wiosenny spacerek. Poszliśmy z Niusią na łąkę, wybawiliśmy się i wymęczyliśmy na maksa. I w końcu poczułam, że wiosna już przyszła! Było cieplutko, bezwietrzne, trawka już zaczęła się zielenić. Słonko zaszło dopiero przed 20! Oby już teraz było tylko milej i cieplej. A teraz mężuś leży, psiak leży, a ja przygotowałam na jutro pracę do druku, żeby oddać promotorce, i zajrzałam do was.
Na następny spacer- mam nadzieję jutro, zabieramy aparat, więc możecie liczyć, że wkrótce będą jakieś wiosenno- psiakowe fotki.


I tak tylko wspomnę. Dopiero co pisałam o tym,  że tak wiele się słyszy o dzieciobójstwach... A kilka godzin po dodaniu wpisu usłyszałam w wiadomościach tę straszną wiadomość o uduszonych noworodkach. Czy ktoś mi powie, co się dzieje z ludźmi? Czy ich w ogóle można nazwać LUDŹMI? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nikt nie reagował? Co tkwi w głowach ludzi, którzy dopuszczają się takich zachowań? ... Chyba jednak skuszę się na psychologię, bo moje zasoby wiedzy nic mi nie dają. Nie potrafię tego zrozumieć, ale myślę, że to nie jest do zrozumienia. Ani do zrozumienia, ani do akceptowania. Aż słów brakuje i widzę, że moje pisanie robi się bez sensu. Ale to dlatego, że po prostu na samą myśl w mojej głowie bardzo wiele się dzieje. Jako pedagog szukam jakiegoś wyjaśnienia w sytuacji człowieka, jako katolik- w Bogu, jako po prostu część społeczeństwa- nie mogę pojąć, że to dzieje się coraz częściej. I nie gdzieś na końcu świata. Tutaj. Obok. Koło nas. Być może w domu obok? Nie lekceważmy.

wtorek, 9 kwietnia 2013

O opiece nad dziećmi słów kilka- czyli o tym, jak byłam mała...

   Witam we wtorek. Jeszcze jeden dzień wolnego sobie zrobiłam. Ale już lepiej się czuję i jutro mam zamiar być już w pełni sił. A blog? Scoto i Adzia czytały, to już dobry początek. Tylko teraz trzeba się postarać, żeby im się nadal chciało czytać.
          Za oknem nadal szaro i buro (Wiem, tym nie zachęcę do siebie czytelników.). Chociaż może? Właścicielka mieszkania od 8 rano grabi, zamiata, sieje trawę, wyrywa chwasty... Chyba w końcu wiosna się zbliża. A ja leniwie leżę i wpatruję się to w telewizor, to w komputer. Jutro o tej porze będę już nieźle wykończona trzema pod rząd blokami mega nudnego wykładu. Nawet książek nie da się czytać, bo mało osób i wykładowca chodzi i do każdego coś gada... Ale nie psujmy sobie humoru, to dopiero jutro. Dziś mam jeszcze pół dnia żeby nacieszyć się nicnierobieniem i wyleczyć się na dobre.
          Miałam dziś ciekawy sen. Śniło mi się to, co pragnę robić przez całe życie. Śniły mi się 2 śliczne dziewczynki, siostrzyczki. Nie, nie moje córeczki. Opiekowałam się nimi, byłam na balu przebierańców, na spacerze i podwórku. Później poszłam z nimi do ich mamy, w odwiedziny. A ona? Ona mieszkająca w małej kawalerce z 2 obcymi sobie osobami, nie za bardzo obchodziło ją to, co dzieci do niej mówiły. Jakaś taka marna mama z niej była. Ja wiem, że takich marnych mam jest niestety wiele na tym świecie, dlatego chciałabym pomagać ich, niczemu niewinnym dzieciom. I kiedy ta mama ze snu tak olewała swoje dzieciaki, pomyślałam- jak bardzo chciałabym zastąpić tym dzieciom matkę, kochać je tak jak one pragną być kochane. Ale one ją znają i nie zapomną, że jest. Zresztą, nie powinny.  Ostatnio ciągle się słyszy o tych dzieciobójstwach (e, jakie to nieładne słowo)... I za każdym razem kiedy o tym słyszę, myślę "Boże, daj mi te wszystkie dzieci, ja się nimi zajmę jak będę umiała. I na pewno będę je kochać..."  Ale co ja mogę tym moim myśleniem? Wiecie, te myśli mam od wielu lat. Gdy jeszcze byłam w wieku, kiedy na dzieci było zdecydowanie za wcześnie. Mimo to wiedziałam, że potrafiłabym sobie ze wszystkim poradzić, z pomocą rodziców oczywiście. Taka ze mnie matka polka zawsze była. Niańczyłam wszystkie dzieci w okolicy, kiedy jeszcze sama nadawałam się do niańczenia. Aż sama dziwię się rodzicom tych dzieci, że mi ufali. Dawali mi swoje kilku miesięczne (w jednym wypadku nawet 2 tygodniowe) i ufali, że nie stanie się im krzywda. No tak, ja im krzywdy zrobić nie chciałam. Ale ileż to razy spacerowałyśmy z koleżanką po parku, do którego było kilka minut drogi? Wystarczyła chwila i nieszczęście gotowe, przecież ktoś mógł nam to dziecko porwać, mogło wypaść nam na ziemię, czy cokolwiek innego. Jeszcze nie mam dziecka, ale nie wyobrażam sobie dać go pod opiekę innemu dziecku.;) No cóż, dzięki Bogu nic się tym moim dzieciom nie stało, wszystkie oddałam rodzicom i żyją sobie zdrowo, czasami nawet je widuję, ale one nie wiedzą kim jestem.

A wy? Dałybyście swoje dziecko pod opiekę innym dzieciom? Ja miałam wtedy 9-14 lat. Zaufałybyście tak młodym osobom?

Miłego dnia życzę.:)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Pierwszy post, bez kawy i po południu.:)

        Witam się. Pierwszy post, na blogu Aromatyczna kawa o poranku, ale już bez porannej kawy. Właściwie, to nawet nie poczułabym jej smaku, bo dopadło mnie okropne choróbsko. W piątek już bolało gardło, ale planowałam przez weekend je doleczyć. Jednak czuję się coraz gorzej, jutrzejszy dzień prawdopodobnie również przeleżę w domu. Nie czuję się dobrze. Ale przecież nie będę was na samym początku obsypywać moimi narzekaniami, wystarczy, że co chwilę na was kicham(apsik!).:)

        Dlaczego ten blog? Chyba tysięczne podejście do blogowania. Ciekawa sprawa, zawsze mnie do tego ciągnęło. Kiedyś przez kilka lat prowadziłam bloga z moimi wierszami, ale później gdzieś zaginął, nie wiem co się z nim stało.:) Więc może teraz się uda? Może zdołam napisać więcej niż jeden post, w dodatku, może ktoś je przeczyta i zostawi po sobie komentarz. Wtedy będzie zapał, będzie chciało się pisać. A kiedy nikt nie czyta- no nic, człowiekowi się nie chce. Bo przecież pisać co u mnie, dla samej siebie, to trochę bez sensu- przecież ja wiem, co u mnie słychać.:)

       Czy u mnie będzie ciekawie- okaże się. Myślę, że w życiu ciekawie jest. Kończę studia licencjackie, powinnam teraz siedzieć i pisać pracę a nie bloga.;) Pół roku temu wyszłam za mąż. Mam wspaniałego męża i dwa zwierzaki- królika Pępka i owczarkowoniemiecką suczkę Nutkę. Wkrótce przeprowadzamy się z mieszkania wynajmowanego, do domu moich rodziców- ale tylko na pół roku.:) Jesteśmy też w trakcie załatwiania kredytu na mieszkanie, sprzedaży domu, rozkręcania firmy męża i... starań o dziecko! :) Chyba tyle wystarczy, żeby nazwać moje życie ciekawym. A każdy dzień przynosi nowe wyzwania!
Aha, jakby tego było mało- piekę na zamówienie ozdobne torty i jestem liderem zespołu w Avon.:)
A dla was kawka i kawałeczek mojego tortu.:)