czwartek, 29 sierpnia 2013

Legowisko

Uszyłam legowisko dla psa. Na razie osoby z forum yorków mają się zastanowić i jak nikt nie kupi będzie do sprzedania za 35zł plus przesyłka. Dobre będzie dla yorka lub innego psa tej wielkości, kota, królika. Mogę też wykonać na zamówienie.:) Z jednej strony bawełna, z drugiej polar, w środku ocieplina.
W miejscu kropek będą jeszcze kokardy, dzięki czemu można będzie przekładać legowisko na dwie strony(teraz szpilkami spięte).


Na notkę o spotkaniu młodych nie mam czasu.:) Ciągle coś, ale to dobrze, bo czas szybko leci i niedługo będziemy się przeprowadzać. Niestety dopiero na początku października, ale minie szybko.:)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Dzisiaj krótko, wkrótce dłużej


Od środy do niedzieli byłam na Dniach Młodych. Pojechałam w sumie sobie trochę pośpiewać w scholi, bo dawno nie śpiewałam, ale i na modlitwę znalazłam czas, na pogadanie ze znajomymi, na wysłuchanie konferencji. Więcej napiszę wam innym razem, ale dziś krótko. Czytam książkę "Ocalona z piekła" Ani Golędzinowskiej. Autobiografia. Szokuje, nawet bardzo. Ania była na spotkaniu i opowiedziała swoją historię. Ja niestety nie zdążyłam na jej konferencję, dotarłam dopiero przy końcu. Ale kupiłam książkę i czytam. I czytając ją czuję, jakbym znała Anię od zawsze, jakby była moją przyjaciółką, wreszcie- jakby bardzo mi na niej zależało, na jej dobru, na jej szczęściu, na jej życiu. Ania została ocalona z piekła tutaj na ziemi, które wyrządzili jej ludzie. Zachęcam was z całego serca do poszukania więcej informacji o niej, do przeczytania książki. Teraz zmykam czytać dalej, bo nie mogę się oderwać.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Szycie, szycie, szycie;)

Ostatnio czas między niańkowaniem wypełniam szyciem.:) 

Zabawka z metkami- ta pierwsza i już wiem co i jak robić, żeby było lepiej.;)
 To nie szyte, ale plecione- zabawka dla Nutki.:)
 W sobotę wieczorem przypomniałam sobie, że Nuta zjadła saszetkę na nagrody na szkolenie, a w niedzielę na 9 mieliśmy być w szkółce. Więc uszyłam nam taką oto saszetkę.;)





A wczoraj wieczorkiem byliśmy na basenie.;) Gdyby to nie było tak daleko od nas to jeździłabym codziennie.;)

piątek, 16 sierpnia 2013

Mata dla psa?

Niańkowania ciąg dalszy, więc wciąż nie mam czasu na pisanie. Ale na co innego czas znalazłam;) Przyszły mi materiały, które zamówiłam i za szycie się wzięłam. Dziewczynki spały, a ja szyłam;P
I uszyłam taki o to kocyk- matę dla Nutki. Z jednej strony bawełna, z drugiej polar, w środku odrobinkę ociepliny. Ot tak, żeby na gołej podłodze nie leżała. A że jak jej kiedyś kupiłam materacyk to go w 3dni  zjadła- to już legowiska z prawdziwego zdarzenia nie dostaje.:P
A co.;)
Myślałam o szyciu takich na zamówienie, żeby parę groszy zarobić, ale muszę najpierw poćwiczyć. I tak pomyślałam, że może niedługo jakiś konkursik na blogu zrobię, dla właścicieli zwierzaków?;) Poczekamy, zobaczymy.;)



niedziela, 11 sierpnia 2013

Pozytywnie;)

Witam się wieczorkiem.
Mężuś naprawia ekspres do kawy, a ja siedzę chwilkę przy komputerze. Ostatnio nie za wiele mam czasu na internet, bo robię za niańkę, a i trochę spraw do załatwienia miałam.
Pojawiła się wizja pracy w zawodzie, na zastępstwo ale zawsze to coś. Módlcie się ze mną, żeby na uczelni udało się załatwić sprawy papierkowe, bo szkoda, żeby uciekło mi sprzed nosa.

Zeszły tydzień bardzo ciekawy mieliśmy. Byliśmy w kinie na filmie Obecność (jeszcze nigdy się tak nie bałam!), na basenie, odwiedziła mnie przyjaciółka, mieliśmy gości na weekend i dostaliśmy zaproszenie na ślub.;) W tym tygodniu znów planujemy basen, wycieczkę w góry/wyjazd do Lichenia z teściami (raczej jedna z opcji wchodzi w grę), może uda się w końcu wybrać na rowery wodne i/lub na kręgle.:) A jeszcze urodziny koleżanki się zbliżają, a też mieliśmy w planach gdzieś się razem wybrać- może właśnie te kręgle?;)

U nas pozytywnie, czas szybciutko leci i niedługo będziemy się przeprowadzać (jeszcze miesiąc!). G. planuje zakup nowej maszyny, może mi się z tą(albo inną) pracą uda. Na razie mamą nie będę, ale tragedii nie ma- może za miesiąc?:)
Miłej nocy wam życzę i dobrego tygodnia!
:)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Umieranie

Pisaliście pod ostatnim postem, że śmierć to część życia, że jest czymś zwyczajnym i naturalnym. Oczywiście, zgadzam się. Każdego z nas kiedyś spotka śmierć i właściwie nie mamy pojęcia kiedy to nastąpi. To nie jest tak, że dla mnie śmierć jest czymś bardzo przerażającym, ale też nie jest to "normalka".

Nie miałam na szczęście zbyt wielu okazji spotkać się ze śmiercią. Na pogrzebie byłam zaledwie 4 razy, z mojej bliskiej rodziny zmarło dwóch moich dziadków. Jeden 6 lat temu, drugi 4. Pierwszy raz na pogrzebie byłam mając ok 10 lat i był to pogrzeb prawie nieznajomej mi osoby- pana kościelnego z naszej parafii. Ja wtedy śpiewałam w scholi i byłyśmy wszystkie na pogrzebie. Ostatni raz byłam w zeszłą wigilię na pogrzebie sąsiadki- niepełnosprawnej dziewczyny w moim wieku.
Pierwszy raz mocno mnie to nie ruszało. O tak, było  mi przykro, że ktoś zmarł. Ale bardziej dlatego, że wiedziałam, że to czyjś ojciec, dziadek, mąż.
Ostatnim razem był we mnie spokój, że K. w końcu odpocznie od ciągłego bólu i cierpienia.
Z dziadkami było inaczej, oczywiście. Ogromny ból, ogromny płacz, ogromny smutek do dziś. Ale też ogromna wiara i świadomość, że teraz jest im lepiej. Dla nich  zaczęło się życie wieczne, a skończyło to na ziemi. To my zostaliśmy, to my cierpimy z tęsknoty za bliskimi. Oni- cieszą się życiem wiecznym. My powinniśmy cieszyć się z nimi, ale zazwyczaj tego nie potrafimy.
 Śmierć nie jest końcem tylko początkiem. Tylko nam, którzy zostajemy na ziemi, czasem zupełnie sami, ciężko to zrozumieć i pokornie przyjąć.

Rozumiem sens śmierci i nie trzeba mi jej tłumaczyć. Rozumiem tak, jak rozumie wiara katolicka. Jeśli ktoś ma inne zdanie na ten temat- niech ma. Jednak mimo wszystko jest to dla mnie coś ważnego, trudnego i niecodziennego. Każda wiadomość o śmierci nawet obcej osoby jest trudna, bo nie jestem do nich przyzwyczajona. I samo przebywanie w prosektorium dla mnie było doświadczeniem trudnym, bo niecodziennym. Dla osób tam pracujących to codzienność, każda śmierć to po prostu kolejne zadania do wykonania. Spotykają się z nią każdego dnia i zaczynają traktować przedmiotowo. Ale dla mnie, tak jak pisałam- za każdym razem to sytuacja nowa, niezwykła i nie jestem do nich przyzwyczajona. I niech tak lepiej pozostanie.

sobota, 3 sierpnia 2013

Przegląd zwierzaków

Kilka słów o zwierzętach.
Na pewnym forum ostatnio wywiązała się dyskusja na temat podejścia do zwierząt. Ja tych zwierząt trochę w życiu miałam, więc będzie przegląd.
Niektóre z użytkowniczek mniej, niektóre bardziej przejmują się śmiercią zwierzęcia. Każda z nich w innym stopniu przywiązana jest do zwierząt, ma inne podejście.
Ja bardzo kocham zwierzęta. Od małego byłam wychowywana w ich towarzystwie. 

Na początku były to rybki, później jeden żółw, później drugi, jeden królik, drugi (na kilka dni) i trzeci królik do dziś. W międzyczasie psiak, który po 2 latach uciekł bezpowrotnie, dziś nasza kochana Nutka.
I każde to zwierze było(jest) dla mnie niezmiernie ważne. Kiedy czasem wyskakiwały rybki(nie było wtedy takich wypasionych akwariów jak dziś), było mi smutno jak nie zdążyliśmy wrzucić ich do akwarium z powrotem. 

Żółw- mieliśmy wodnego, taki dosyć duży był. Ale biedak zaczął chorować. Pamiętam jak grzebaliśmy go pod czereśnią na działce i wszyscy płakaliśmy. Ja, mama, siostra, brat. Tylko tato dzielnie znosił śmierć Czakiego, jak na tatę przystało.

Później przyszła pora na królika. Wymarzony królik, długi czas poszukiwaliśmy odpowiedniego. W końcu któregoś dnia byliśmy na giełdzie, pan miał po 20zł bo się w domu urodziły. Więc kupiliśmy. Jaka byłam szczęśliwa, pamiętam obsikał mnie w aucie jak jechaliśmy. Długo z nami była (Daisy) bo 11lat. Pamiętam jak odchodziła. Położyła się i serduszko zaczynało bić i przestawało. Momentami tak bardzo głośno, jakby miało pęknąć. Przyjechał weterynarz, uśpił. Mówił, że mogła męczyć się tak tydzień. Pogrzeb był- na nowym ogrodzie. Odeszła 3 miesiące przed przeprowadzką do nowego domu, więc już i swoje miejsce w nowym ogrodzie dostała. 

 W między czasie miałyśmy z siostrą jeszcze jednego żółwia- maluszka, nieco większego niż łyżka. Tato dostał go od kolegi, ale maluch po kilku miesiącach zdechł. Właściwie nie wiemy dlaczego. Zakopałam go na podwórku w pudełku po serku pleśniowym. Taki maluszek akurat się w nim zmieścił. Dostał też krzyżyk, z patyczków.

Następny był Biwak- kundelek. Na wiosce u znajomych, właściciele szczeniaków powiedzieli, że jeśli do wieczora nikt ich nie weźmie, to utopią. Wzięłam jednego. Wiedziałam, że mama będzie wściekła, ale wzięłam. I był z nami 2 lata. Kochany, śliczny. Ale niestety chyba po rodzicach w genach miał coś, bo zbiegiem był strasznym. Zawsze znalazł wyjście, jak uciec z ogrodu. Taki pechowiec z niego był, biedak 2 razy pod samochodem wylądował. Na szczęście za każdym razem nie było z nim mocno źle i szybko wracał do siebie. Któregoś dnia, kiedy już sobie uciekł, zaginął. Poszukiwania trwały kilka dni, byliśmy przekonani, że nie wróci. I nagle telefon. 2 wioski dalej czekał na nas nasz kochany psiak. Okazało się, że szedł drogą i ktoś jadąc autem pomylił go z psem sąsiada. Wzięli go do auta i wypuścili w swojej wiosce. A on nie mógł po śladach wrócić. Rok później ta sama historia. Ale już się nie znalazł. Pamiętam jak modliłam się, żeby Pan Bóg dał mi jakiś znak- czy on żyje, czy mam go szukać. Bałam się, że biedak gdzieś głoduje... I co? Na drugi dzień rano jechałam autobusem i jestem pewna, że go widziałam. Szedł z jakimś chłopcem na smyczy. Wyrywał się, jak zawsze. Postanowiłam go nie szukać. Myślę, że to był ten znak, znak że jest mu dobrze i nie cierpi.

Popkorn- królik. Miałam go 4 dni. Zdechł w wigilię, na moich oczach. Jak się później okazało- sklepy zoologiczne przed świętami chcą zarabiać i nie patrząc na wiek zwierzaków- sprzedają je. Proszę, uważajcie na to i pytajcie kilka razy sprzedawcę o wiek królików. Jeśli jest za malutki, za szybko oddzielony od matki, to będzie ślinił się mocno, aż brzuszek będzie mokry. Nie wiedziałam tego, zanim nie zaczęłam szukać na ten temat. Myślałam, że zmoczył się poidełkiem. W wigilijny wieczór podobno zwierzęta mówią ludzkim głosem. Obawiałam się, że Popkorn chciał mi powiedzieć, że nie powinnam mieć już więcej zwierząt.

Pępek- kilka dni po śmierci Popkorna poszukaliśmy jednak nowego królisia. Pępek był dosyć duży kiedy go kupiliśmy, więc nie było już takich obaw. Dopiero później znalazłam forum królików i jeśli ktoś chciałby mieć królika- odsyłam tam. Jest wiele uszaków do adopcji w całej Polsce, gdybym miała kupować teraz, na pewno bym zaadoptowała od nich zamiast kupować. Pępek żyje do dziś i ma się dobrze. Nie lubi przytulania i brania na ręce, obcinanie pazurków to katorga (ze względu na to, że trzeba go trzymać na rękach).

Nutka- przyszła do nas troszkę ponad rok temu. O niej już pisałam kilka razy. Nasze szczęście leży sobie właśnie naprzeciw mnie i śpi. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś będzie musiała od nas odejść.


Miałam w życiu wiele zwierząt. Za każdym razem ich śmierć była dla mnie bardzo trudna. Za każdym razem ogromnie płakałam. Nawet mając 20 lat płakałam jak dziecko, nad maleńkim króliczkiem. Próbowałam go reanimować, ale nie pomogłam. 
Zwierzęta są stworzone dla nas, ale i my powinniśmy być dla nich. My mamy o nie dbać- one będą dawać nam radość. Nie wyobrażam sobie życia bez zwierzaków, bez dbania o nie, bez wspólnej zabawy. Nie wyobrażam sobie również jak niektórzy mogą nie lubić zwierząt. Choć takie osoby mam blisko mnie. Moja mama akceptuje zwierzaki, nawet je karmi i czasem pogłaska. Za to siostra nie lubi zwierząt wcale. Wiecznie ma pretensje o psa, boi się królika. I szczerze- myślę, że to wynika z jej charakteru. Do ludzi też nie ma takiego podejścia jak ja. 
Któraś dziewczyna na forum napisała, że jeśli ktoś kocha zwierzęta to trudno sobie wyobrazić, żeby był złym człowiekiem. I coś w tym jest.:)

Niestety nie mam zdjęć wszystkich zwierzaków.:(

Biwak- kiedy był malutki i jak urósł.:)

 Pępek


Nutka

piątek, 2 sierpnia 2013

Przyszła pani odebrać zwłoki?

Byłam dzisiaj z siostrą w szpitalu. Miała wycinane znamię i była na kontroli. No i znamię wysłane było do badania, jak zawsze w takich przypadkach. Będąc blisko postanowiłyśmy pójść zapytać, czy może wyniki są już do odebrania. I tu problem się zaczyna. Jeden duży szpital, obok trochę mniejszy osobny oddział onkologiczny, no i prosektorium. Gdzie u nas się zanosi próbki do badań histopatologicznych i bakteriologicznych? Do prosektorium! Inne próbki oczywiście zanosi się do laboratorium na terenie szpitala, ich wyniki również w szpitalu się odbiera. Ale nie, tutaj trzeba było iść do prosektorium.
Nie dość, że trzeba 5 minut iść jakąś polną drogą, to oczywiście żadnych informacji, tablic, nic. Podchodzimy do budynku, a tam 3 różne wejścia. I pod murem leży tylko tablica: "prosektorium". Na szczęście jakaś pani doktor wychodziła z jednych drzwi i pokierowała nas na dół- do piwnicy jakby. Poszłyśmy. Oczywiście wyniki można odebrać, ale z bakteriologii, histopatologiczne piętro wyżej. Wchodzimy, pukamy. Wychodzi pan: Przyszła Pani odebrać zwłoki? Śmiertelnie poważny, nie żartował. Ja zaczęłam się śmiać za drzwiami, na szczęście Pan mnie nie widział... No jakoś dotarłyśmy. Co prawda organizacja jest, co oczywiste, niezbyt dobra, ale jakoś załatwiłyśmy. Wyniku jeszcze nie ma, bo za badanie trzeba było zapłacić w kasie (w szpitalu, nie w prosektorium) i nikt nie powiedział, żeby od razu przynieść potwierdzenie zapłaty. Więc dopiero teraz siostra zostawiła potwierdzenie i będą badać. 
Ale cóż, co zobaczyłyśmy to nasze. Jacyś panowie poszli do SALI SELEKCJI, jak wychodziłyśmy to podjechał karawan, zapewne po te zwłoki, które chcieli nam dać... Brrr... I ta świadomość, że w tym budynku, gdzieś w pokoju obok leży zmarły człowiek... Nigdy więcej w takim miejscu!