Witam we wtorek. Jeszcze jeden dzień wolnego sobie zrobiłam. Ale
już lepiej się czuję i jutro mam zamiar być już w pełni sił. A blog?
Scoto i Adzia czytały, to już dobry początek. Tylko teraz trzeba się
postarać, żeby im się nadal chciało czytać.
Za oknem
nadal szaro i buro (Wiem, tym nie zachęcę do siebie czytelników.).
Chociaż może? Właścicielka mieszkania od 8 rano grabi, zamiata, sieje
trawę, wyrywa chwasty... Chyba w końcu wiosna się zbliża. A ja leniwie
leżę i wpatruję się to w telewizor, to w komputer. Jutro o tej porze
będę już nieźle wykończona trzema pod rząd blokami mega nudnego wykładu.
Nawet książek nie da się czytać, bo mało osób i wykładowca chodzi i do
każdego coś gada... Ale nie psujmy sobie humoru, to dopiero jutro. Dziś
mam jeszcze pół dnia żeby nacieszyć się nicnierobieniem i wyleczyć się
na dobre.
Miałam dziś ciekawy sen. Śniło mi się to, co
pragnę robić przez całe życie. Śniły mi się 2 śliczne dziewczynki,
siostrzyczki. Nie, nie moje córeczki. Opiekowałam się nimi, byłam na
balu przebierańców, na spacerze i podwórku. Później poszłam z nimi do
ich mamy, w odwiedziny. A ona? Ona mieszkająca w małej kawalerce z 2
obcymi sobie osobami, nie za bardzo obchodziło ją to, co dzieci do niej
mówiły. Jakaś taka marna mama z niej była. Ja wiem, że takich marnych
mam jest niestety wiele na tym świecie, dlatego chciałabym pomagać ich,
niczemu niewinnym dzieciom. I kiedy ta mama ze snu tak olewała swoje
dzieciaki, pomyślałam- jak bardzo chciałabym zastąpić tym dzieciom
matkę, kochać je tak jak one pragną być kochane. Ale one ją znają i nie
zapomną, że jest. Zresztą, nie powinny. Ostatnio ciągle się słyszy o
tych dzieciobójstwach (e, jakie to nieładne słowo)... I za każdym razem
kiedy o tym słyszę, myślę "Boże, daj mi te wszystkie dzieci, ja się nimi
zajmę jak będę umiała. I na pewno będę je kochać..." Ale co ja mogę
tym moim myśleniem? Wiecie, te myśli mam od wielu lat. Gdy jeszcze byłam
w wieku, kiedy na dzieci było zdecydowanie za wcześnie. Mimo to wiedziałam, że potrafiłabym sobie ze wszystkim poradzić, z pomocą rodziców oczywiście. Taka ze mnie matka polka zawsze była. Niańczyłam wszystkie dzieci w okolicy, kiedy jeszcze sama nadawałam się do niańczenia. Aż sama dziwię się rodzicom tych dzieci, że mi ufali. Dawali mi swoje kilku miesięczne (w jednym wypadku nawet 2 tygodniowe)
i ufali, że nie stanie się im krzywda. No tak, ja im krzywdy zrobić nie
chciałam. Ale ileż to razy spacerowałyśmy z koleżanką po parku, do
którego było kilka minut drogi? Wystarczyła chwila i nieszczęście
gotowe, przecież ktoś mógł nam to dziecko porwać, mogło wypaść nam na
ziemię, czy cokolwiek innego. Jeszcze nie mam dziecka, ale nie wyobrażam
sobie dać go pod opiekę innemu dziecku.;) No cóż, dzięki Bogu nic się
tym moim dzieciom nie stało, wszystkie oddałam rodzicom i żyją sobie zdrowo, czasami nawet je widuję, ale one nie wiedzą kim jestem.
A wy? Dałybyście swoje dziecko pod opiekę innym dzieciom? Ja miałam wtedy 9-14 lat. Zaufałybyście tak młodym osobom?
Miłego dnia życzę.:)
Pamiętaj, że kiedyś były inne czasy, dzieciaki ganiały po podwórkach same a nie na smyczy z niańką. Rodzice musieli widzieć, że jesteś odpowiedzialna i dlatego ufali. ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia jutro na wykładach - ja byłam z tych niechodzących więc podziwiam za wytrwałość. ;)
A dziękuję, ja na wykłady muszę iść bo sprawdzają na nich obecność. A w czwartek od 8 do 20 ćwiczenia....
UsuńWspółczuję tego czwartku. Pamiętam jak miałam zajęcia od 8 do 15 i nie mogłam wysiedzieć, a co dopiero do 20.
OdpowiedzUsuńA co o maleńkości... Kiedyś faktycznie było zupelnie inaczej. Kilkulatki same wychodziły na podwórka, rodzice tylko doglądali z okna i nic sie nie działo, a teraz... Szkoda gadać.
Jakoś sobie dam radę;) No tak, teraz szkoda gadać. Strach dzieci z oczu spuścić...
Usuń